Ryuuk Ryuuk
1294
BLOG

Występni duchowni: św. Tomasz Becket i św. Stanisław

Ryuuk Ryuuk Historia Obserwuj temat Obserwuj notkę 3

Czasami tworzenie kultu świętych jest nadzwyczaj ciekawe. Antypapieża Feliksa II (355-365) uczyniono męczennikiem korzystając z nieznanego bliżej świętego o imieniu Feliks, któremu nadzwyczajniej w świecie skradziono aureolę. Święto owego złodziejaszka aureoli przypada po dziś dzień 29 lipca.

Inna metodą jest wymyślenie kultu, jak to zrobiono ze świętą Katarzyną, jedną z najbardziej popularnych świętych w kościele katolickim, tyle tylko że … nigdy nie istniejącej. W jej przypadku skorzystano z historii sławnej uczonej Hypatii, zamordowanej w 415 roku, nomen omen przez chrześcijan, w Aleksandrii.

Najłatwiejszą metodą produkcji świętości jest właśnie takie swoiste xero. W naszym kraju zastosowano tą metodę przy tworzeniu pierwszego świętego, biskupa Stanisława. Niegodziwy biskup został skazany na śmierć za zdradę w 1079 roku, jednak to nie brzmi zbyt dobrze, nawet jeśli wyrok był zbyt srogi (wobec duchownych stosowano oczywiście taryfę ulgową). Postanowiono więc skopiować historię innego sławnego świętego z Anglii, Tomasza Becketa, który został zabity przez rycerzy króla przy ołtarzu.

Kim był ów pierwowzór świętości? Cytat z wikipedii: „Arcybiskup Becket oparł się manipulacjom króla (Henryka II), który w odwecie zlecił jego zabójstwo. Czterech rycerzy zamordowało Becketa w kanterberyjskiej katedrze, która stała się odtąd miejscem kultu i celem pielgrzymek.” – fajny tekst, prawda? A jak naprawdę było?

W Konstytucjach Clarendońskich, kiedy wielka rada określała granice między kościołem i państwem, król Henryk II (1133-1189) zażądał (i uzyskał to), że duchowni, którzy popełnili przestępstwo najpierw stawali przed sądem świeckim, następnie byli wydawani sądowi kościelnemu, i, jeśli zostali przez swych zwierzchników duchownych uznani za winnych i pozbawieni święceń, z powrotem przekazywano ich sądowi świeckiemu dla wydania wyroku.

To wydawało się dobrym i łagodnym kompromisem (do tej pory duchowni byli nietykalni), jednak arcybiskup Becket nawet temu się sprzeciwił. Dzięki niemu jeszcze przez dziesięć pokoleń każdy, kto miał choćby niższe święcenia (a uzyskać je było bardzo łatwo), absolutnie nie musiał się obawiać kary za takie przestępstwa jak kradzież, rozbój, gwałt, nawet zabójstwo. Król był wściekły i najprawdopodobniej z jego podburzenia (krzyknął: Któż uwolni mnie od tego mącicielskiego klechy?) czterech rycerzy udało się do biskupa i zarąbało go w katedrze w 1170 roku.

Henryk II był wybitnym władcą, jego reformy prawne w znaczniej mierze ograniczyły władzę papieża nad kościołem angielskim, co zapobiegło w Anglii masowemu przejsciu beneficjów poprzez sądy kościelne wprost w ręce dworu papieskiego. Nowa procedura sądowa umożliwiła rozwój rodzimego systemu prawnego. Niestety jego popędliwość w odniesieniu do owego „mącicielskiego klechy” utrudniła mu życie. Był zmuszony ukorzyć się przed grobem Tomasza Becketa (który stal się celem pielgrzymek) i odwołać Konstytucje Clarendońskie.

Co łączy obu występnych duchowych: obaj sprzeciwli się królowi i ponieśli za to najwyższą karę (jednak trzeba zaznaczyć: Stanisław został zgodnie z prawem osądzony i skazany), obaj też poważnie szkodzili państwu nawet po śmierci. Polski kler uzyskał także to co angielski – za sprawą biskupa Kietlicza, podczas koszmaru rozbicia dzielnicowego (w którym kościół miał ogromny udział), wyłudził on immunitet sądowy. Nie ma co się dziwić, że skopiowano akurat historię Becketa, obaj ci występni duchowni byli siebie warci.

Tworząc mit św. Stanisława opierano się na absurdalnych bajaniach biskupa Wincentego Kadłubka, który opisywał jak to król Bolesław Śmiały zapędził się aż po kraj Partów (!) w Azji, gdzie odstąpili go rycerze. Ten bunt był spowodowany (uwaga!) wieściami o „gromadnym nierządzie niewieścim” w kraju. Król wrócił i wszystkich zaczął okrutnie karać. Litościwy biskup Stanisław ujął się za ciemiężonymi, a wtedy wściekły władca osobiście zarąbał biskupa. Były cuda, efekty świetlne, porąbane ciało się zrosło, nadleciały cztery orły, itp.

Te wszystkie żałosne brednie Kadłubka nazywane przez Brücknera „nikłej wartości splotem fantazji”, przez Łysiaka „absurdalnymi wymysłami” lub przez Grudzińskiego „sztuczną konstrukcją” i „bajdami”, mogą wywoływać jedynie zażenowanie. Nikt nie usunie słów Galla Anonima (który żył najbliżej owych wydarzeń) o zdrajcy i zdradzie. A trzeba podkreślić, że aż do roku 1824 kościół stanowczo sprzeciwał się ukazaniu oryginału rękopisu Galla, zastępując te straszne słowa absurdalnym tekstem z Kadłubka.

http://ryuuk.salon24.pl/305293,traditor-znaczy-zdrajca-rzecz-o-sw-stanislawie

http://www.racjonalista.pl/kk.php?s=68&q=Mit.sw.Stanislawa&PHPSESSID=vai14jp1q0avahe7bklovqua60

George Macualay Trevelyan “Historia Anglii”.

Ryuuk
O mnie Ryuuk

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura