Ryuuk Ryuuk
5078
BLOG

Rzeczpospolita Obojga Narodów – państwo bez stosów

Ryuuk Ryuuk Historia Obserwuj temat Obserwuj notkę 4

W 1668 roku Sejm w Rzeczpospolitej zabronił porzucania katolicyzmu pod karą śmierci, i rok ten można uznać za symboliczny. Skończyła się wówczas w naszym kraju tolerancja religijna, wolność sumienia przestała istnieć. Rzeczpospolita weszła na drogę, która skończy się tym, że król Prus i caryca Rosji będą ją pouczać na temat tolerancji religijnej. Ironią nie jest to, że Fryderyk Wielki i caryca Katarzyna pouczali Rzeczpospolitą, tylko to, że mieli rację.

Upadek tolerancji był efektem naznaczonych religijnym fanatyzmem rządów Zygmunta III Wazy i Jana II Kazimierza, nadmiernej roli duchowieństwa w polityce, ulegania papieskim naciskom, rozkładu moralnego charakterystycznego dla epoki Wazów.

A przecież tolerancja religijna rozsławiła Rzeczpospolitą na świecie. Nie bitwa pod Grunwaldem (czy jakakolwiek inna), tylko tolerancja właśnie. Była naszą dumą i warunkiem sprawnego funkcjonowania państwa, obiektem zazdrości i podziwu w innych krajach. Oczywiście nie byliśmy tpaństwem zupełnie bez stosów, jak to widzieli i chcą widzieć niektórzy historycy. Stosy niekiedy płonęły, nawet za naszych najlepszych czasów. Jednak trzeba uczciwie przyznać, że było ich naprawdę znacznie mniej niż w innych krajach.

Końcowy upadek zaczął się od wygnania z kraju Braci Polskich (arian) w 1658 roku – jak to zwykle bywa, ofiarą religijnej nienawiści padli najsłabsi. W 1673 roku zamknięto innym wyznaniom dostęp do stanu szlacheckiego. Na mocy uchwały sejmowej indygenaty i nobilitacje mieli odtąd otrzymywać wyłącznie katolicy. A przecież konfederacji warszawskiej nigdy nie zniesiono i obowiązywała ona aż do końca Rzeczpospolitej! Wynika z tego jasno, że wszystkie te akty prawne, tworzone i przegłosowywane przez fanatyków, były po prostu niezgodne z prawem. To kolejna cecha fanatyzmu religijnego – pogarda dla prawa.

Wcześniej tolerancja religijna w Rzeczpospolitej naprawdę funkcjonowała. Była kaleka i wielu ją zwalczało (zwłaszcza duchowieństwo), jednak istniała. Rzeczpospolita Obojga Narodów nie powstałaby, gdyby nie tolerancja religijna. Wiedział o tym Kazimierz Wielki, wiedzieli Jagiellonowie (choć różnie z nimi bywało) i Stefan Batory. Gdy ci władcy stawiali opór fanatyzmowi, kraj funkcjonował sprawnie, aspirując (całkiem słusznie) u schyłku XVI wieku nie tylko do tytułu „państwa bez stosów”, ale i prawdziwego mocarstwa. Nie było po prostu wyjścia – nasz kraj zamieszkiwali nie tylko katolicy i protestanci, także prawosławni, Żydzi, wyznawcy Islamu, monofizyci (uznający tylko boską naturę Chrystusa), Karaimi pochodzenia tureckiego (uznający wyłącznie Stary Testament). Przybywali do nas niemieccy luteranie, portugalscy Żydzi, angielscy kwakrzy, szkoccy hugenoci, włoscy antytrynitarze. Tolerancja religijna była pierwszym warunkiem istnienia Rzeczpospolitej.

Nasze państwo, zapewniając bezpieczeństwo przedstawicielom innych wyznań, starając się zminimalizować wpływ religii na decyzje polityczne, realizowało politykę zgodną z interesem państwa, a sprzeczną z naciskami papiestwa. W zasadzie cała nasz polityka, w mniejszym lub większym stopniu związana z religią, jest naznaczona takim właśnie konfliktem. W zdecydowanej większości wypadków, gdy opieraliśmy się papieskim naciskom, wszystko szło dobrze, wręcz doskonale. Gdy tym naciskom zaczęliśmy ulegać, rozpoczął się nasz upadek.

Kazimierz Wielki zapewnił równe prawa Rusinom i religii prawosławnej oraz ormiańskiej i żydowskiej. Formalnie można to uznać za początek tolerancji religijnej na ziemiach polskich. Ten dystans do religii można też przypisać pewnemu rysowi pogańskiemu, który był w naszym kraju zawsze obecny. Stosunek Kazimierza Wielkiego do chrześcijaństwa i duchowieństwa został ustalony poprzez zbrodnie krzyżackie, a swój najpełniejszy wyraz znalazł chyba … w brodzeniu pewnego wikarego w Wiśle. Władysławowi Jagielle, chociaż chrzczono go dwukrotnie (raz po grecku, drugi po rzymsku), to wiele razy wypominano zwyczaje pogańskie. Najlepiej okazano to na soborze w Konstancji (1414-1418), gdzie polska delegacja pod przewodnictwem Pawła Włodkowica zaprezentowała pogląd o konieczności pokojowego współistnienia chrześcijaństwa i pogan. Potępiono wówczas nawracanie siłą, wzywano do poszanowania przez władców indywidualnych przekonań religijnych swoich poddanych. To wtedy też, w 1418 roku Polacy, pod przewodnictwem samego Zawiszy Czarnego, poturbowali papieskich strażników, zaś przerażonemu papieżowi wcisnęli w ręce dokumenty, których wcześniej nie chciał przyjąć.

Gdy przyszła do nas reformacja, to zapłonęła słomianym ogniem. Nie ulega żadnym wątpliwościom, że chętnych do konwersji znalazła wśród intelektualnej elity, domagającej się bardziej naprawy stosunków panujących w kraju, niż teologicznych dyskusji na temat dogmatów. Jej zwolennicy domagali się udziału duchowieństwa w podatkach na rzecz obronności państwa, zniesienia sądownictwa duchownego nad świeckimi, likwidacji dziesięcin.

W latach 1525-1526 roku doszło do arcyciekawych wydarzeń w Gdańsku. Luterańskie mieszczaństwo domagało się zniesienia postów, mszy, śpiewu kościelnego i wolnego głoszenia Ewangelii. W efekcie rozruchów obalono magistrat i wprowadzono rządy demokratyczne. Rozruchy zostały stłumione przez króla Zygmunta Starego, który nawet wprowadził zakaz odstępstwa od katolicyzmu pod karą śmierci. Należy jednak zaznaczyć, że antykatolicki tumult miał inne podłoże – mieszczanie oskarżyli burmistrza Ferbera o defraudację dokonaną pod protekcją kanclerza wielkiego koronnego Krzysztofa Szydłowieckiego i zażądali wyjęcia miasta spod jurysdykcji duchownej biskupa Drzewickiego. Tumult gdański był sprzeciwem wobec skorumpowanych rządów tej katolickiej władzy, dopiero później przekształcił się w wystąpienie religijne.

Zygmunt Stary z pewnością zareagował bardzo ostro, jednak w tym konkretnym wypadku miało to jakieś uzasadnienie. Na jego obronę dwie inne historie.

Swego czasu poseł króla, Hieronim Łaski, mediując pomiędzy Węgrami a Turcją, tak przy okazji załatwił przedłużenie pokoju polsko-tureckiego. Sprawa wywołała wściekłość Habsburgów i papiestwa. Klemens VII nawet napisał upomnienie do prymasa Jana Łaskiego (Hieronim był jego bratankiem), nazywając go zdrajcą, bratem Judasza, diabłem, itd. Upomnienia miały być przybite na drzwiach wszystkich kościołów w Polsce, zaś prymas miał stawić się w Rzymie. Zygmunt Stary jednak do tego nie dopuścił, pismo zwrócił papieżowi, a w 1532 roku poseł Opaliński zawarł z Sulejmanem Wspaniałym pokój do śmierci dwóch Zygmuntów, starego i młodego.

10 kwietnia 1525 roku (tego dnia odbył się Hołd Pruski:), Zygmunt Stary pasował na rycerza Michela Ezofowicza. Był to jedyny w naszej historii przypadek uszlachcenia Żyda, który
nie wyrzekł się swej wiary … . Takie historie najlepiej pokazują, że ten władca, jakkolwiek można mu sporo zarzucić, to jednak potrafił wznieść poza nawoływania duchowieństwa, nawet sprzeciwić się papieżowi.

Reformacja trafiła w Rzeczpospolitej na całkiem podatny grunt, jeśli chodzi o stosunek szlachty do duchowieństwa. Już przed reformacją funkcjonował u nas tzw. ruch egzekucyjny, który wśród wielu postulatów domagał sięzniesienia uprzywilejowania duchowieństwa, opodatkowania go i sekularyzacji dób kościelnych. Ponadto sprzeciwiano się egzekucji wyroków sądów kościelnych w sporach o dziesięcinę i inne kwestie ekonomiczne, krytykowano też przechodzenie dóbr szlacheckich na rzecz kościoła. Domagano się, by opłaty za objęcie biskupstwa, dotąd wysyłane do Rzymu, miały być przeznaczane na obronę przed Tatarami. Szlachta, a z pewnością duża jej część, doskonale wiedziała, że nadmierne uprzywilejowanie kleru odbywa się tak naprawdę kosztem państwa.

Byliśmy więc krajem trzeźwo myślącym i tolerancyjnym, jednak nie zawsze. Zdarzały się u nas tumulty religijne i prześladowania, zwykle inspirowane przez kler. Nawet palenie na stosie, polowania na czarownice i odrażające mordy sądowe także miały miejsce. W 1315 roku pięćdziesięciu waldensów zostało spalonych wraz z żonami i dziećmi w Świdnicy (czyli liczba ofiar sięgała kilkuset), a we Wrocławiu i w innych miastach wielu innych zostało posłanych na stos – stało się tak z polecenia biskupa Henryka I z Wierzbnej, zaś dominikanie byli jej inspiratorami (byli z tego powodu bardzo dumni). W 1440 roku spalono w Poznaniu pięciu duchownych husyckich, wielu zwolenników skazano na kary więzienia i grzywny. I tak to bywało. Pierwszy zaś (potwierdzony) proces o profanację Najświętszego Sakramentu (klasyczny przykład sądowego mordu), przeprowadzono dopiero w 1556 roku na Dorocie Łazęckiej i czterech Żydach. Warto zwrócić uwagę na to, że Łazęcką i Żydów zamordowano, mimo iż król Zygmunt August zarządził, że sprawę ma zbadać specjalnie powołana do tego celu komisja. Podobno wyroki wykonywano pośpiesznie, ponieważ królewski posłaniec dobijał się już do bram (a nuncjusz wcześniej sfałszował podpis kanclerza na wyroku).

Jest wiele dużo więcej przykładów tego, że fanatyzm religijny podnosił swój łeb. W kręgach władzy postępowano nieuczciwie - do senatu z automatu wchodzili biskupi katoliccy, zaś przed duchownymi innych wyznań wrota były zamknięte. Jednak na tle innych krajów, zarówno katolickich jak i protestanckich, Rzeczpospolita naprawdę wyróżniała się na korzyść.

Niewątpliwie największym błędem, jaki Rzeczpospolita popełniła w swej polityce religijnej i narodowościowej, była Unia Brzeska z 1596 roku, czyli już za panowania Wazy. Tym jednym postępkiem, który był próbą podporządkowania prawosławia papieżowi, uczyniono z całej rzeszy poddanych ideologicznych wrogów. Potworna głupota, która w efekcie doprowadziła do oderwania Ukrainy od Rzeczpospolitej i całej serii klęsk.

Charakterystyczne jest to, że zarówno Hipacy Pociej jak i Cyryl Terlecki, którzy Unię oficjalnie zaprzysięgli, tak naprawdę nie mieli zgody swego patriarchy, czyli uprawnień, by to zrobić. Formalnie zatem Unia Brzeska nie miała żadnej mocy prawnej, została zwyczajnie wymuszona siłą. Potwierdza się zasada pogardy dla prawa ze strony fanatyków religijnych.

Na początku panowania Zygmunta III Wazy było w senacie 41 protestantów. Gdy oczadziały król umierał, pozostało ich tylko sześciu. Zmiana warty następuje także wśród biskupów – dawnych w miarę tolerancyjnych (niedbałych religijnie:), przywiązanych głównie do swych dochodów, zastępują prawdziwi fanatycy religijni, choć też przywiązani do dochodów:) Wokół króla roi się od zatruwających wszystko jezuitów, którzy zdobywają ogromny wpływ na stanowione prawo – król przekazywał im do oceny nawet ustawy sejmowe. Wśród szlachty dzieje się podobnie - miejsce szlacheckich trybunów ludowych (kierujących się interesami politycznymi) zajmują nasiąknięci propagandą wychowankowie kolegiów jezuickich. Król z senatem (biskupami w senacie) zaczyna podejmować decyzje fatalne w skutkach, ewidentnie sprzeczne z interesem Rzeczpospolitej, a będące efektem nacisków papieskich. Najlepszymi przykładami są tu krucjaty moskiewskie (dymitriady) i wysyłanie lisowczyków na pola wojny trzydziestoletniej. Warto zwrócić uwagę na to, że główną rolę (oprócz króla) odgrywało tu niemal zawsze duchowieństwo i dokonywały się one z wyraźnym naruszeniem prawa – jest to w zasadzie stale powtarzający się schemat.

Doskonale zdawano sobie sprawę z tego, kto stanowi zagrożenie dla panującej w kraju tolerancji, czyli zagrożenie dla samego państwa. W 1558 roku izba poselska jednomyślnie przyjęła projekt wykluczający z elekcji biskupów rzymskokatolickich. Wedle szlachty nie powinni oni uczestniczyć w wyborze monarchy, ponieważ przysięgali na wierność papieżowi. Niestety, senat projekt odrzucił.

Tego typu konflikt był typowy dla czasów reformacji. Dopóki na tronie zasiadał król choć w miarę tolerancyjny, to działalność duchowieństwa, jakkolwiek szkodliwa, to jednak nie mogła wyrządzić większych szkód. Kiedy jednak zasiadł na nim kompletnie oczadziały Zygmunt III Waza, wtedy też rozpoczął się nasz stopniowy upadek.

To właśnie upadek tolerancji odpowiada w największym stopniu za nieszczęścia, jakie nas w przyszłości spotkają.

Janusz Tazbir „Państwo bez stosów”

Ryuuk
O mnie Ryuuk

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura