Ryuuk Ryuuk
1417
BLOG

Kraina czystego chrześcijaństwa

Ryuuk Ryuuk Historia Obserwuj temat Obserwuj notkę 1

Jest taki kraj, w którym tzw. cywilizacja chrześcijańska jest starsza od tej w Europie. Jego mieszkańcy uważali się (i wciąż uważają) za „naród wybrany” (pochodzący od Salomona i królowej Saby - mają nawet taki zapis w konstytucji:) oraz za pierwszych chrześcijan, a swój kraj za miejsce przechowywania Arki przymierza.

Rzym od dawna wiedział o istnieniu potężnego chrześcijańskiego cesarstwa, ale nie wiedział co z fantem tym zrobić. I nie chodziło tu jedynie o to, że ci chrześcijanie byli czarni. Nie ulega żadnych wątpliwościom, że to ich chrześcijaństwo jest najbardziej zbliżone do oryginalnego.

 

Etiopia (zwana też Abisynią), bo to o tym kraju mowa, nie słyszała i nie chciała słyszeć o papieżach. Kościół etiopski podlegał (ale z własnego wyboru) patriarsze z Aleksandrii. Pod względem teologicznym uznawał jedynie boską naturę Chrystusa, więc został w 451 roku na soborze w Chalcedonie uznany za herezję. Z innych ciekawostek – Etiopczycy praktykują obrzezanie jak dawni chrześcijanie, święcą sobotę/szabas zgodnie z Pismem Świętym, kapłani są żonaci – czyli jest to naprawdę wiara pierwszych chrześcijan. Brak w Etiopii małych kościołów, ale w zamian występują wspaniałe i ogromne, wykute w skale świątynie. Ważne – kościół etiopski nie był misyjny i nie nawracał (orężem czy bez), ale to z tego powodu, że według Etiopczyków chrześcijanami mogli zostać (zasługiwali na to), jedynie członkowie ich narodu.

 

Etiopia zajmuje tereny w Afryce Wschodniej (czyli tzw. róg Afryki) w pobliżu Morza Czerwonego. Są to tereny wyjątkowe – otoczone tysiącami kilometrów jałowej pustyni. Od dawien dawna liczba stad bydła hodowlanego (ale pasącego się pół dziko) znacznie przekracza potrzeby konsumpcyjne nawet tak dużego narodu, jak etiopski. Zaś areał ziemi o samoistnie wysiewających się zbożach jest największy na całym świecie. Manna z nieba? Być może, ale jednocześnie co kilkanaście lat występują tam okresy straszliwej suszy, zmieniającej ziemię w pieprz. Pory deszczowe zaś są tak koszmarne, że hamują wegetację roślin. Dodać do tego należy inwazje insektów (gorsze niż gdziekolwiek), masowe epidemie i wreszcie … muchę tse-tse. W Etiopii Natura jest groźna a Etiopczycy, chcąc nie chcąc, nauczyli się z nią żyć – nie ma na świecie drugiego takiego ludu, zdolnego przetrwać tak długo bez pożywienia i wody.

 

Teoretycznie najwyższą władzą był tam Nygus Neget, czyli król królów, po naszemu cesarz. Stolica - tak naprawdę nie było tam czegoś takiego – to jedynie obozowisko obok jednego z większych klasztorów. Cesarz nieustannie objeżdżał ogromne tereny swojego cesarstwa, pobierając należne mu podatki.

 

Przez kilka wieków Etiopia żyła spokojnie i szczęśliwie, nawet współpracując z Bizancjum. Jednak gdy Islam otoczył Etiopię, kontakty z resztą świata w zasadzie się urwały. Jedynie czas krucjat i założenia państw łacińskich w Outremer mogło przywrócić jakiekolwiek relacje, jednak z tego nie skorzystano. Przez jakiś czas Etiopia (zapewne) była źródłem legendy o tajemniczym kraju równie tajemniczego księdza Jana, który to miał wybawić Ziemie Świętą. Co prawda ten legendarny ksiądz/król Jan był właściwy raczej dla Azji niż Afryki, jednak łatwo to mieszano.

 

Z uwagi na duży rozmiar kraju i ogromną liczbę ludności (z której niemal wszyscy mężczyźni byli wojownikami), Etiopia potrafiła sobie radzić. Co prawda próba podboju Półwyspu Arabskiego i zdobycia Mekki zakończyła się niepowodzeniem, ale ogólnie nie było źle. Już w IX wieku, gdy Egipt szykował się do najazdu, cesarz zagroził sułtanowi, że zmieni bieg Nilu i pozbawi Egipt jego rzeki … . Wydaje się to absurdalne, jednak Egipt to Nil i nikt nawet nie zamierzał sprawdzać, czy Nygus Neget potrafi to zrobić.

 

Dopiero w XVI wieku Etiopii wyrósł groźny przeciwnik. Jednak był on rodem z najgorszego koszmaru – Achmed ibn Ibrahim al-Ghazi, znany bardziej jako Grani (Mańkut). Był to mameluk, który po ich wypędzeniu z Egiptu (gdy Turcy zdobyli ten kraj) opanował jeden z sułtanatów na granicy Etiopii (w pobliżu miasta Harar), po czym ogłosił się imamem, czyli świętym, teologiem i tym, który przewodzi wiernym w świętej wojnie.

 

Grani był ponad dwumetrowym olbrzymem, walczącym zawsze w pierwszym szeregu i nigdy nie noszącym zbroi (wiara stanowiła jego ochronę) – pomimo tego nigdy nie został nawet ranny a przeciwnicy padali pod jego ciosami. Jak się łatwo domyślić, za kimś takim wojownicy pójdą w ogień.

 

Grani mógł się stać jednym z najsłynniejszych wodzów w historii wojskowości, był niesamowicie odważny, bystry i przewidujący, jednak był także … szalony. Matka Graniego podobno została zgwałcona przez chrześcijańskiego mnicha i jako chłopiec spotykał się on z tego powodu z częstymi szykanami rówieśników. To musiało zaważyć na jego życiu i dorosły Grani pałał żądzą utopienia chrześcijaństwa (Etiopia była najbliżej) we krwi.

 

Imam zmienił dostępne mu wojska w doskonale działający mechanizm. Zaciągnął oddziały wyśmienitych piechurów, potrafiących walczyć w szyku (co było niezwykle rzadkie wśród muzułmanów). Po czym rozpoczął w 1529 roku kampanię przeciwko Etiopii i cesarzowi Lybne Dyngyal.

 

Oczywiście siły imama był śmiesznie małe (kilka tysięcy) w porównaniu z gigantyczną armią jaką mógł zwołać cesarz, jednak były to siły doskonale wyszkolone. Grani nie tylko potrafił zwyciężać w bitwach, podczas których walczył z siłami kilka razy liczniejszymi od swoich, ale też prowadził umiejętną politykę – starannie wykorzystywał niechęć ludu Falasza do cesarza (używał ich jako przewodników), pojmaną szlachtę zwalniał za niewielki okup (ale obierał od niej przysięgę, że nie będą więcej uczestniczyć w walce). Dzięki temu Grani szedł od jednego do drugiego niewiarygodnego sukcesu, stając się władcą coraz większych terenów Etiopii, a chrześcijańska ludność zaczęła stopniowo przechodzić na Islam. Podczas jednej z bitew imam spotkał się oko w oko z cesarzem – Nygus Neget uciekł przez przerażającym Granim na drzewo i zdołał w ten sposób ocalić życie. Jednak widząc to wielu zrozpaczonych Etiopczyków rzuciło się w przepaść lub uciekło, wzorem cesarza na drzewa. Tak rodziła się legenda nieśmiertelnego imama.

 

Jednak tym sukcesom towarzyszyło rosnące szaleństwo – imam nie chciał objąć we władanie ogromnego kraju, tylko zetrzeć go z powierzchni ziemi a jego mieszkańców pozbawić życia (duchownych koniecznie po torturach). Co ciekawe, dowódcy muzułmańscy, którzy ułożyli sobie życie w Etiopii i zaczęli się nawet „dogadywać” z jej mieszkańcami, nie mieli zamiaru słuchać szaleńca i pomału zaczęli sabotować jego działalność.

 

Etiopczycy na okrucieństwo Graniego odpowiedzieli (głównie pod wpływem duchowieństwa) zorganizowaniem swojej własnej rekonkwisty. Kościół w Etiopii, który jak każdy kościół prawosławny był w zasadzie nastawiony pokojowo, zmienił całkowicie swoje oblicze. Gdy zmarł cesarz Lybne Dyngyal (1540 r.), władzę w Etiopii objęło plemię Tigraj, które to rozpętało muzułmanom prawdziwe piekło. Pojawiły się oddziały partyzanckie, nękające nie muzułmanów, tylko nawróconych na islam – było to łatwiejsze i zachęcało do konwersji na chrześcijaństwo. A gdy nowy cesarz Klaudiusz darował tradycyjną karę śmierci dla apostatów, powracających na łono chrześcijaństwa zaczęło przybywać. Pojawili się też mnisi-skrytobójcy, duchowni dowodzący oddziałami i całe oddziały złożone głownie z mnichów (coś jakby zakony rycerskie).

 

Udało się też nawiązać kontakt z Portugalczykami, którzy mieli swoje posiadłości w Indiach (całkiem blisko). To dzięki Portugalczykom do Etiopii trafiła nowoczesna broń, muszkiety i artyleria, znacznie lepsza od muzułmańskiej.

 

W 1543 roku 22 lipca w walce u podnóży góry Feget szalony i „nieśmiertelny” imam Grani zginął, trafiony strzałem z portugalskiego muszkietu. To był już początek końca – nikt nie mógł zastąpić imama i nikt też się do tego nie palił. Od tej pory muzułmanie nieustannie przegrywali.

 

Jednak wojna trwała aż do 1559 (w tym roku zginął też cesarz Klaudiusz), czyli całe trzydzieści lat. Etiopczycy zaczęli stosować, na wzór Graniego, metody spalonej ziemi i całkowitej eksterminacji. Zdołali też przenieść walkę na teren sułtanatu. Okrucieństwo zatoczyło krąg.

 

Jakby tego było mało, po zakończeniu działań wojennych terytoria obu walczących stron, zarówno chrześcijańskiej jak i muzułmańskiej, zostały nawiedzone przez straszliwe susze. Obie strony (sułtanaty i Etiopia) wyszły z wojny trzydziestoletniej, czyli z tego dżihadu i "krucjaty", potwornie zniszczone i straszna bieda zadomowiła się tam do dnia dzisiejszego.

 

Polecam Andrzeja Michałka „Wyprawy krzyżowe – Etiopia”.

Ryuuk
O mnie Ryuuk

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura