Ryuuk Ryuuk
1206
BLOG

Krucjata nikopolitańska 1396

Ryuuk Ryuuk Historia Obserwuj temat Obserwuj notkę 7

Nigdy krzyżowcy nie prezentowali się tak wspaniale, jak Burgundczycy i Francuzi podczas krucjaty nikopolitańskiej. Najbogatsze wówczas rycerstwo Europy, kosztem dodatkowych drakońskich podatków, wyposażono nie tylko w najlepsze z możliwych zbroje, ale też w piękne brokatowe stroje, pozłacaną uprząż, nawet w satynowe namioty. Byłaby to z pewnością najładniejsza krucjata w historii, jednak jej urodę nieco zaniżały pozostałe wojska.

Mniejsza część rycerskiej krucjaty stanowiły poczty z Anglii, Italii, Czech, nawet z Polski, ustępujące nieco (niewiele) poziomem i (zwłaszcza) przepychem. Dołączyły do nich wojska węgierskie pod dowództwem Zygmunta Luksemburskiego. Te już wyglądały nie tylko mało kolorowo, ale i dużo „lżej” niż pełni przepychu ciężkozbrojni z zachodu. Królestwo Węgier było na styku wschodu z zachodem, jego wojska były znacznie słabiej opancerzone, choć bardzo doświadczone w walkach z Turkami.

Ostatnimi byli Wołosi i Transylwańczycy, w swej ogromnej częsci wyglądający na zbójów – wzorem karpackim włosy skręcone w warkoczyki, kożuchy, łuki i arkany, tarcze z malowidłami kościotrupów, poruszający się na brzydkich koniach huculskich. Mimo iż bardzo sprawni wojownicy, nawet posiadający trochę własnych, lepiej uzbrojonych  „rycerzy”, to jednak patrzono na nich jak na dziką ordę.

Wojska imperium osmańskiego składały się (w uproszczeniu) z akyndżych: lekkozbrojnych konnych łuczników, spahisów: turecki odpowiednik europejskich ciężkozbrojnych, jednak w lżejszych zbrojach i na lżejszych koniach, wreszcie z janczarów: najlepszej piechoty na świecie. Można do tego doliczyć azabów, nieregularną piechotę rekrutowaną wśród chłopstwa, znacznie gorzej wyszkoloną od janczarów i często traktowaną jak mięso armatnie.

Liczbowo siły były wyrównane, jednak armia krzyżowa była wypoczęta – konie krótko w polu (już dwa miesiące powodowały, że rycerskie wierzchowce zaczynały tracić swoje walory bojowe). Pod Nikopolis zbudowano warowny obóz, który dawał doskonałą pozycję wojskom chrześcijan. Krzyżowcy też, dzięki flocie Wenecji i Genui, posiadali druzgocącą przewagę na morzu i na Dunaju.

Armia Bajazyda była zmęczona niedawnym oblężeniem Konstantynopola i forsownym marszem pod Nikopolis. Sułtan zajął pozycję 5 kilometrów od wojsk krzyżowych, jednak czas działał na jego niekorzyść – prędzej czy później musiał zaatakować.

Mimo komfortowej sytuacji, mimo iż wojsko Bajazyda znajdowało się w gorszej sytuacji, pierwsi zaatakowali krzyżowcy, do tego ciężka jazda z zachodu. Było to skrajną głupotą, jednak zadufanie wśród rycerstwa burgundzkiego i francuskiego było tak ogromne (naprawdę wierzyli, iż jednym uderzeniem rozbiją całą turecką armię), że z pogardą traktowali upomnienia Zygmunta Luksemburskiego i marszałek d’Eu (naciskany przez możnowładców) dał rozkaz do szarży.

Ciężka jazda spłoszyła oddziały akyndżych, grasujących po polu, które wystrzeliwszy kilka salw z łuków (zapewne bez żadnego efektu) cofnęły się wprost na umocnione pozycje janczarów. Akyndży przemknęli przez specjalne przejścia w zasiekach (był to normalny manewr w osmańskiej wojskowości) a prowadzone jak po sznurku rycerstwo wpadło w pułapkę.

Janczarów mogło być kilka tysięcy i spadł wówczas prawdziwy deszcz strzał. Oczywiście rycerze (podobnie jak i ich poczty) w swych wspaniałych zbrojach byli dobrze chronieni, jednak pociski tureckie kierowano przeciwko koniom, najpotężniejszej rycerskiej broni. O ile podczas szarży bestia w końskiej skórze jest mało wrażliwa na strzały, to gdy już się zatrzyma (a szarża musiała się zatrzymać na zasiekach, zwłaszcza że janczarzy ulokowali się na stromym zboczu), zaczyna tracić krew, odczuwać ból i ponosić.

Gdy nieustannie padał koszmarny „deszcz”, na rycerstwo uderzyły z boku oddziały spahisów. Ciężkozbrojni tureccy nie mogli nawet marzyć, by wytrzymać uderzenie zachodniej jazdy, ale w bezpośredniej walce znacznie lepiej sobie radzili. Ich konie były zwrotniejsze i uzbrojeni byli w doskonałe, długie spisy, dzięki którym mogli trzymać się poza zasięgiem broni rycerskiej (kopie były wtedy już bezużyteczne). Tak naprawdę rozpoczęła się metodyczna rzeź.

Zygmunt Luksemburski tymczasem organizował swoich Węgrów, Wołochów i Transylwańczyków, ponaglany niepokojącym widokiem licznych zakrwawionych koni, które bez jeźdźców wracały do obozu chrześcijan.

Niewiele to pomogło, gdyż oddziały Węgrów zostały rozbite przez ciężką jazdę Serbów. Książę Stefan Lazarevic (syn owego Lazara spod Kosowego Pola), po klęsce i śmierci ojca został wasalem sułtana, a nawet jego najwierniejszym przyjacielem (Bajazyd wziął sobie za żonę siostrę Stefana). Jako że na terenach Serbii znaleziono pokłady złota, Lazarevic miał wystawić kontyngent całkiem nieźle uzbrojonej jazdy, która gładko poradziła sobie z Węgrami.

Ostatnie starcie Serbów z Węgrami jest w zasadzie niepewne – nie wiadomo czy do niego w ogóle doszło. Możliwe jest oczywiście, że owa „druga bitwa” została rozegrana, jednak naprawdę trudno jest uwierzyć, że Serbowie byli w stanie wystawić aż tak dużą liczbę jazdy. Albo Serbom towarzyszył duży (większy od serbskiego) kontyngent jazdy osmańskiej, albo do owej drugiej bitwy po prostu nie doszło.

Możliwe jest, że ciężka jazda rycerstwa burgundzkiego i francuskiego, w wyniku poniesionych ogromnych strat została zepchnięta w kierunku oddziałów chrześcijan, co skończyło się przeniesieniem chaosu na teren koncentracji wojska Zygmunta Luksemburskiego. Dalsze stracie już nie miało sensu, szybko rozpoczęła się powszechna ucieczka.

Rycerze na ciężkich koniach (jeśli je mieli), do tego zmęczeni ciężką walką, kiepsko uciekają. Ci, co na to się zdecydowali, zostali albo zgładzeni albo wzięci do niewoli. W najlepszej sytuacji byli Wołosi i Transylwańczycy – jako lekkozbrojni i przyzwyczajeni do pościgów, po prostu puścili się konno w stronę domu. Mircza Stary i Stefan Lackovic, dowodzący oddziałami, zapewne pluli sobie w brody, że przyłączyli się do krucjaty. Teraz chcieli zachować swoje siły nienaruszone przed czekającą ich konfrontacją z Turcją.

Reszta mogła ocalić życie i wolność tylko przeprawiając się przez Dunaj. Część chrześcijańskiej piechoty została stratowana przez własne wojska, a część (jak niektórzy twierdzą), korzystając z chaosu przyłożyła wielu kapitanom łodzi noże do gardeł, po czym podpaliła okręty, jak tylko znalazła się po drugiej stronie. Tu również nie ma się czemu dziwić – piechota zawsze płaciła największa cenę w bitwach, a na ich morale z pewnością miały wpływ pogarda, jaką odczuwali ze strony zachodniego rycerstwa i ich okrutne postępowanie wobec ludności z tych terenów.

W efekcie zostało niewiele łodzi, jedynie dla najwyższych możnowładców, jak Zygmunt Luksemburski. Nawet szlachetnie urodzeni rycerze byli rąbani toporami po rękach, gdy próbowali się dostać na pokład (jak polski rycerz, Świętosław z Sieradza). Z pewnością wielu utonęło w rzece.

Krucjata nikopolitańska jest ciekawa z wielu powodów.

Oficjalnie była to ostatnią wyprawą krzyżowa ukierunkowana (tak jakby!) na Ziemię Świętą. Możliwa była dzięki porozumieniu króla Francji Karola VI Szalonego (uważał, że jest ze szkła) z królem Anglii Ryszardem II, by tak dla odkupienia grzechów … wyzwolić Jerozolimę. To oczywiście bzdura, bo zwycięski pochód sułtana Bajazyda I, który stawał się niebezpieczny dla Węgier, skłonił Zygmunta Luksemburskiego do szukania pomocy raczej w operacji obronnej niż snucia mrzonek o Ziemi Świętej. Ale hasło było lotne i dzięki niemu uzyskano prawdziwy entuzjazm krucjatowy. Chętnych było tylu, że jedynie możnowładcom zezwolono na udział. Zachodni krzyżowcy także zachowywali się jak na krzyżowców przystało – po drodze do Nikopolis mordowali zarówno muzułmanów jak i chrześcijan.

Była jedną ze wspanialszych, gdzie zachodnie rycerstwo osiągnęło niezwykle wysoki standard uzbrojenia, i mimo to skończyła się straszliwą klęską. Ale klęska wynikała jedynie ze skrajnej głupoty i zadufania możnowładców burgundzkich i francuskich.

Stanowiła prawdziwy szok, przede wszystkim dla zachodu, ponieważ wojskowość turecka była tam uważana za skrajnie prymitywną w porównaniu ze „szlachetną sztuką wojowania zachodniego rycerstwa”.

Była też jedną z nielicznych bitew, gdzie największe straty poniosło rycerstwo, natomiast oddziały Wołochów, Transylwańczyków (w pewnym stopniu też Węgrzy) zapłaciły znacznie mniejszą daninę krwi.

Wielka liczba możnowładców z zachodu dostała się niewoli, co pozwoliło sułtanowi zadać jeszcze jeden cios – finansowy. Zbieranie okupów trwało drugie miesiące i szlachetne rody uruchamiały w tym celu wszystkie dostępne środki. Jest bardzo prawdopodobne, ze tak wielki upust krwi i (przede wszystkim) pieniędzy spowodował, iż rycerstwo zachodnie niespecjalnie wykazało się entuzjazmem by uczestniczyć w walce po stronie krzyżackiej z Polską i Litwą (retoryka krucjatowa była przez zakon używana).

Nicolle David „Bitwa pod Nikopolis 1396” – książka świetna, wiele informacji z różnych źródeł. Jednak autor popełnia kilka błędów. Źle interpretuje pewne manewry tureckie i zbyt chętnie daje wiarę pewnym relacjom (gdzie widać zwykłe fantazjowanie), o rzekomo spieszonych rycerzach stających do walki (nawet wygrywających) przy pomocy sztyletów z ciężką jazdą sułtana, itd.

Ryuuk
O mnie Ryuuk

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura