Ryuuk Ryuuk
582
BLOG

Nauczyciel Sztuki (recenzja książki)

Ryuuk Ryuuk Kultura Obserwuj notkę 2

Nauczyciel sztuki” to powieść z gatunku historical-fiction, autorstwa Wojciecha Kłosowskiego, która nawet została książką miesiąca magazynu Forbes. Akcja rozgrywa się w XVI-wiecznej (alternatywnej) rzeczywistości Hiszpanii. Spiski, intrygi, romanse, pojedynki, turnieje, czarownice, inkwizycja, itd., czyli, teoretycznie, duża szansa na sukces:)

Osobiście nawet bym jej nie zauważył, tylko jeden z internautów zwrócił na nią uwagę. A to z tego powodu, że jednym z głównych wątków, niemalże bohaterów powieści, jest tytułowa Sztuka. Chodzi oczywiście o sztukę szermierczą przez duże S, podbudowaną filozofią, kodeksem etycznym. W niektórych recenzjach zwraca się nawet uwagę na opisy pojedynków, jako wyjątkowo fachowo zrobionych … To mnie właśnie zaintrygowało i to postanowiłem zrecenzować.

Książki nie oceniam jako całości, bo jej do końca nie doczytałem. Odniosę się jedynie do fragmentów opisujących szermierkę, ową Sztukę:)

Zatem po kolei.

Pomysł rozgrywania turnieju z użyciem prawdziwej broni, który ma wykazać umiejętności w sztuce szermierczej, zarazem ograniczanie go do walki „do pierwszej krwi”, to kompletny nonsens. Nie chodzi tylko o to, że między pierwszą krwią a ostatnią jest bardzo ulotna granica. Chodzi głównie o to, że w ten sposób walka zostaje skrzywiona, nie odzwierciedla faktycznych umiejętności przeciwników. Określanie zwycięzcy na podstawie skaleczenia nie ma najmniejszego (turniejowego) sensu.

Szczytem absurdu są opisy technik. Wbicie korda w twarz jest może dramatyczne, ale z pewnością żaden wyszkolony szermierz nie starałby się pchać krótkim i szerokim ostrzem w twarz. Równie fatalnie jest w opisach walk turniejowych. Rozpłatanie trzech warstw mankietu, by zatrzymać broń na koszuli, zahacza o śmieszność. Pchnięcie w czoło, które nie przecina skóry, to już komedia …

Autor uparł się, by jego bohaterowie używali prawdziwej broni. A przecież w XVI były bardzo popularne treningowe miecze, ograniczające w ogromnym stopniu ryzyko śmierci, czy odniesienia poważnej rany, pozwalające zarazem toczyć walki bardzo zbliżone do realnych. Okazały się tak dobre, że używa się ich do dnia dzisiejszego.

Co do stosowanych technik, to książkowi szermierze stosują twarde zastawy, także w długim mieczu … znane jakoby z traktatów szermierczych (oczywiście w tamtym, alternatywnym świecie:) No cóż, w naszym świecie też są traktaty szermiercze, tyle że nie ma w nich żadnych zastaw. Takie twarde bloki pojawiają się dopiero przy broni paradnej (jak szpada), która jest bardzo specyficzną bronią kłutą i z mieczem nie ma nic wspólnego. Są też w regulaminach wojskowych, z konieczności uproszczonych i w ogóle nie aspirujących do bycia sztuką. Najwięcej twardych bloków jest oczywiście w sportowej szermierce, która z prawdziwą szermierką nie ma już nic wspólnego. Zastawy w prawdziwej walce, jeśli ma być ona prowadzona z użyciem prawdziwej broni, takiej jak miecz, są nieskuteczne, ryzykowne i po prostu głupie.

Autor jedną broń nazwał „lekkim damsceńskim mieczem”. Fajnie brzmi, tylko że nie było takiej broni, a przynajmniej nie ma takiej typologii. Termin damsceński może odnosić się do stali damsceńskiej lub damastu. To pierwsze powstaje w wyniku dodania do rudy różnych gatunków szkła (i pewnych tajemniczych czynności:), skutkiem czego otrzymujemy stal o znakomitych właściwościach, znacznie lepszą od tej „zwykłej”. Drugie natomiast to tzw. damast skuwany, czyli dziwer, otrzymywany w wyniku skuwania stali o różnej zawartości węgla (twardej i miękkiej), dzięki czemu głownie były zarówno elastyczne jak i twarde.

Podczas jednej walki pojawia się w narracji ciekawy tekst „Cios za cios? Cóż za bezsens!”. Odnosi się to do sytuacji, gdy jeden z przeciwników wydaje się rezygnować z zastawy na rzecz ataku – to ma być ten bezsens. Prawda jest jednak taka, że w dawnej szermierce tego typu techniki (cios za cios) były nie tylko stosowane, ale też uważane za bardzo sensowne:) Przy długim mieczu (którym też walczą przeciwnicy z tego opisu) skuteczne techniki atakujące w tym samym momencie, w którym atakuje nasz przeciwnik, były najbardziej ulubione przez wielkich mistrzów. Uchodziły one za najskuteczniejsze, choć bardzo trudne. Trafić przeciwnika, jednocześnie unieszkodliwiając jego atak, to niemalże kwintesencja klasycznej, bojowej szermierki:)

Miecze o prostych głowniach służą przede wszystkim do uderzania, szable do cięcia. Oczywiście można ciąć mieczem, tyle tylko, że wykonuje się to w zupełnie inny sposób. To może mało istotne dla niewtajemniczonych, lecz jeśli mamy być dokładni, to mieczem się głównie uderza, czy też (dość niezgrabne językowo) rąbie.

Używanie określenia „miecz bastardowy” jest niefortunne. I nie chodzi tu tylko o obraźliwą nazwę. Miecza długiego nie wolno nazywać bękarcim (epee batarde, bastard sword), ponieważ to dwa różne typy mieczy. Bastard powstał później niż długi, ma zarówno krótszą głownię jak i rękojeść, jest także, co nadzwyczaj ciekawe, fantazyjny i zdobiony. To ostatnie najbardziej odróżnia miecz bękarci od ascetycznego miecza długiego. Zatem miecz długi to miecz długi, i nic poza tym. Jak ktoś chce błysnąć wiedzą, może użyć innej nazwy: longsword, langenschwert, longue epee, spadone, a w Hiszpanii po hiszpańsku - espada larga:)

W książce nie znalazłem żadnych opisów broni, poza zwyczajowymi zachwytami laika, np. „znakomita krzywizna klingi”. Brzmi tajemniczo, jednak świadczy tylko o rozczulającej niewiedzy. Znakomitą krzywiznę można odnaleźć w każdej broni, w czarnej husarce (kołowa), w szabli janczarów (chociaż jest złudna), czy też w kilidżu (gdzie jest ona złamana).

Używana terminologia jest wyjątkowo niezręczna. Bohaterowie atakują prymą i pierwszą, bronią się piątą i kwintą, ripostować też można w dwóch językach:) Początkowo łacińskie liczebniki stosowano do oznaczania kolejnych postaw, tak jest w najstarszym znanym traktacie, I.33 z 1300 roku, tak też pisał Agrippa w XVI wieku. Później numerowanie niektórzy przenieśli na inne techniki. Ale atakowanie prymą i bronienie się pierwszą może budzić śmieszność. Dawne traktaty są pełne malowniczych nazw, terminów i określeń, nie tylko w łacinie. Trzeba je tylko poznać i od razu można się wyzwolić z zaklętego kręgu łacińskich cyfr:)

Znalazłem kilka rysunków z Fechtbuch Albrechta Durera, odnoszących się do tasaka i miecza długiego. Umieszczono je tylko dla ozdoby, gdyż te konkretne rysunki nie mają żadnego odniesienia do sytuacji opisanych w książce.

Reasumując – autor nie ma najmniejszego pojęcia o klasycznej szermierce, swą „wiedzę” czerpie z artykułów, być może nauk byłych szermierzy sportowych, czy też wzoruje się na podobnych książkach. Nie ma żadnego pojęcia o białej broni, nie rozumie różnic między szablą a mieczem, nie potrafi ich opisywać, najprawdopodobniej nigdy nie używał prawdziwego miecza/szabli.

To w sumie nieważne – Dumas też pisał brednie o szermierce, a przecież stał się klasykiem. Opisy pojedynkowe Sienkiewicza,  chociaż absurdalne, to przeszły niemal do legendy. Tyle że żaden z tych autorów nie postawił tak wielkiego nacisku na opisanie szermierki, stanowiła ona jedynie tło ich powieści. Niektórzy autorzy (jak np. Pan Andrzej Sapkowski) próbują wchodzić w szczegóły szermiercze i piszą przez to głupoty większego kalibru, jednak oni też nie czynią ze swych udziwnień sedna historii. Pan Kłosowski jako jedyny z znanych mi autorów poszedł aż tak daleko. Niestety, próbuje pisać o czymś, czego zupełnie nie zna i nie rozumie …

Ryuuk
O mnie Ryuuk

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura