Ryuuk Ryuuk
6758
BLOG

Król Jan II Kazimierz – jezuita, kardynał, rex orthodoxus

Ryuuk Ryuuk Historia Obserwuj temat Obserwuj notkę 12

Różnych mieliśmy królów. Piastów, którzy nie z Gniezna ale z piekła chyba pochodzili. Mordowali bez litości i ich samych też próbowano mordować. A jednak wiedzieli oni co znaczy jedność, rozumowali można by rzec … patriotycznie. Z Piastów pochodził najwybitniejszy polski władca, Kazimierz Wielki, jedyny naprawdę warty tego przydomka.

Jagiellonowie, chociaż często nie nadążali za światlejszą częścią narodu, to jednak wzbogacili nasz kraj. Popełniali błędy, a za ich rządów nawarstwiły się pewne problemy, jednak ci władcy także rozumieli co znaczy dobro kraju. To za ich rządów w pełni rozwinęła się szkoła polityczna, karząca szukać w polityce zagranicznej pokoju, jedności w kraju, potępiająca zaś nietolerancję religijną i spory narodowościowe jako zagrażające bezpieczeństwu.

Dynastia Wazów to dla naszego kraju prawdziwa katastrofa. Zygmunt III objął władzę w doskonałym momencie do przeprowadzenia wszelkich koniecznych reform. Nie musiał się nawet starać, wystarczyłoby, gdyby posłuchał rozsądnych ludzi i kierował się dobrem kraju. Tylko tyle. Jednak Zygmunt III nie był królem, tylko fanatykiem religijnym, narzędziem w rękach polityki papiesko-habsburskiej.

Po oczadziałym Zygmuncie III, no i po Władysławie IV, rozpustnym pijaczynie, przyszedł czas na ostatniego z tej koszmarnej dynastii, na Jana II Kazimierza. Swego czasu Chmielnicki nazwał trzech regimentarzy wedle ich cech: Łacina, Pierzyna i Dziecina. Polscy Wazowie to kolejno: Fanatyk, Moczymorda i Złodziej.

Największą winą Jana Kazimierza było uwolnienie ostatniego z trzech potworów, jacy mieli w przyszłości dokonać rozbiorów. Carską potężną Rosję wyhodował Zygmunt III Waza, poprzez kretyńskie dymitriady i pchnięcie w moskiewskie ręce Ukrainy. Austria Habsburgów miała w Rzeczpospolitej Wazów zawsze wyjątkowo hojnego przyjaciela, który ją nawet ratował, może nie przed upadkiem, ale z pewnością przed bardzo ciężkim kryzysem. Potrzebny był jeszcze tylko jeden z aktorów tego dramatu, Prusy. Potomek zakonu krzyżackiego oczywiście funkcjonował, tyle że jako lennik Rzeczpospolitej.

W 1611 roku król Zygmunt III Waza podarował Prusy książęce Janowi Zygmuntowi Hohenzollernowi w dziedziczne lenno. Głupota tego posunięcia była ogromna, ponieważ Jan Zygmunt pochodził z elektorów brandenburskich, czyli książąt Rzeszy niemieckiej! Dlaczego Zygmunt III pozwolił na połączenie Brandenburgii z Prusami? No cóż, dostał za to od elektora 300 tys. złotych … Prusy książęce oczywiście wciąż były lennem Rzeczpospolitej, ale to zmienił Jan Kazimierz.

Na mocy traktatów welawsko-bydgoskich, zaprzysiężonych 6 listopada 1657 roku (przed kościołem jezuickim, oczywiście:) zerwano wszelką zależność lenną pomiędzy Prusami książęcymi a Rzeczpospolitą, zaś dynastia Hohenzollernów brandenburskich uzyskała pełną niezależność w Prusach. Rzeczpospolita nawet zobowiązała się do wspierania Brandenburgii siłą 8 tys. żołnierzy i zapłacenia 120 tys. talarów. Jan Kazimierz przekazał też Prusom Lębork i Bytów, a za pożyczkę 400 tys. talarów dał elektorowi w zastaw Elbląg. Fryderyk Wilhelm, elektor brandenburski i książę pruski, zawarł najlepszy traktat w swym życiu i w całych dziejach Prus.

Jan Kazimierz zaś odpowiada za największą dyplomatyczną głupotę w historii państwa polsko-litewskiego. Ten niewiarygodnie hojny dla Prus traktat zaoferowano przecież lennikowi Rzeczpospolitej, który walczył z nią podczas potopu. Brandenburgia-Prusy  była też jednym z krajów, których interesy uwzględniono w Radnot, gdzie planowano rozbiór Rzeczpospolitej. Zdejmowanie zależności lennej z Prus było wyjątkowo głupie, bo uczyniono to w czasie, gdy sytuacja militarna i międzynarodowa była coraz korzystniejsza, elektora bez problemu można było przycisnąć do muru.

Skrajna głupota czy tradycyjne przekupstwo? Jedno i drugie. Należy wspomnieć najpierw o wazowskim sposobie negocjacji, bo był on po prostu kuriozalny. Oficjalnie negocjatorami ze strony polskiej byli hetman Gosiewski i biskup Leszczyński. Zostali oni opłaceni (podobnie jak i inni polscy i litewscy możnowładcy) wielotysięcznymi sumami talarów, jako odszkodowaniami i wynagrodzeniami za starania pokojowe. Tak więc byli potulni. Najciekawsze jest jednak to, że zgodę Jana Kazimierza na podpisanie traktatu imieniem polskiego władcy uzyskał ... Franz Lisola, czyli negocjator ze strony habsburskiej … zdumiewające! Lisola otrzymał nawet tajną instrukcję królewską, w której Jan Kazimierz zgadzał się (w ostateczności) na przyznanie elektorowi suwerenności. Posłowie Fryderyka Wilhelma (a byli nimi Otto Schwerin i Bogusław Radziwiłł:) o tej tajnej instrukcji łatwo się dowiedzieli … co chyba nikogo nie dziwi. Jeszcze jedno – baron Lisola (habsburski negocjator podpisujący za polskiego króla) przebywał przed negocjacjami u elektora, nawet był ojcem chrzestnym (w zastępstwie Leopolda Habsburga) nowo narodzonego syna Fryderyka Wilhelma.

Kto tam w ogóle negocjował? Odpowiedź jest prosta: Habsburgowie z Hohenzollernami, Rzeczpospolitej została rola płatnika. Leopoldowi Habsburgowi, wówczas królowi Czech i Węgier, bardzo zależało na głosach elektorów Rzeszy w zbliżającej się elekcji cesarskiej, stąd jego starania na korzyść Fryderyka Wilhelma. Ugodowa, niemal poddańcza postawa Jana Kazimierza wynikała z prowadzonej przez dwór polski polityki. Ludwika Maria Gonzaga chciała wydać swoją siostrzenicę za mąż za Karola Habsburga (brata Leopolda), jako kandydata na tron polski. Jednak po podpisaniu traktatu cesarz Leopold nie zgodził się na zawarcie tego małżeństwa. Nawet jedyny, mizerny sukces tych negocjacji odbił się bolesną czkawką - przysłane do pomocy wojska austriackie rabowały Rzeczpospolitą nie gorzej niż wojska szwedzkie, podobnie zresztą jak to się działo w 1629 roku.

Traktaty welawsko-bydgoskie okazały się sukcesem dla Habsburgów, gigantycznym sukcesem dla elektora brandenburskiego, zaś Rzeczpospolita nie tylko poniosła straszliwą i ośmieszającą klęskę, ale też zapłaciła wszelkie rachunki – nawet łapówki dla polskich i litewskich możnowładców pochodziły z jej kasy … Takiego to mieliśmy wtedy króla i taką dyplomację.

Jana Kazimierza już w okresie dziecięcym poddawano odpowiedniej edukacji. Podobno zawiązywano mu oczy i uszy, by „nic zaraźliwego w miękką dusze się nie wkradło”. „Niepozwolono też nikomu dostępu do niego”, co oznacza, że był chowany w pewnym odosobnieniu. Później zaś otoczono go typowym towarzystwem na dworze Wazów, czyli … jezuitami. Jezuici wywarli tak wielki wpływ na jego życie, że ten w przyszłości się do nich przyłączy. Efektem takiego wychowania dorosły Jan Kazimierz potrafił miesiącami nurzać się w lenistwie, później tygodniami oddawać się (zapewne w pokucie) ćwiczeniom religijnym, by na koniec zaś wykonać krok, charakterystyczny dla jego brata. Jeśli ktoś nie zrozumiał – królewicz oddawał się rozpuście, wzorem Władysława IV.

Jan Kazimierz nie przejawiał żadnych uzdolnień, podobno jedynie w dysputach teologicznych potrafił się odnaleźć. Według Ludwika Kubali odziedziczył temperament, który razem ze słabym umysłem i wrodzonym lenistwem uczynił go najpierw ciężarem, później nieszczęściem Polski.

Młodość miał urozmaiconą, choć nieco dziwną. Trochę się nawojował podczas wojny trzydziestoletniej, brał udział w walkach ze Szwecją, Rosją i Turcją. Miał zostać wicekrólem Portugalii, dostał się nawet do niewoli u kardynała Richelieu, w której spędził dwa lata. W końcu zapragnął zostać jezuitą, wiec wstąpił do zakonu we Włoszech, jednak opuścił go po dwóch latach nowicjatu. Mimo braku święceń został mianowany przez papieża Innocentego X (zachwyconego religijnością królewicza) kardynałem.

Królem został dzięki zabiegom wdowy po Władysławie IV, Ludwiki Marii Gonzagi, która to okazała się wyjątkowo obrotną królową. Jako że słono zapłaciła za koronę, to nie zamierzała z niej rezygnować, nawet po śmierci swego królewskiego małżonka. Bardzo sprawnie doprowadziła podczas elekcji do wyboru Jana Kazimierza, po czym go poślubiła, po raz drugi zostając królową. Ludwika Maria była inteligentna i bardzo energiczna, znacznie przerastając w tym względzie swego męża.

Jan Kazimierz był kiepskim władcą, wręcz fatalnym, co do tego nie ma wątpliwości. Podobnie jak brat i ojciec nienawidził Rzeczpospolitej, marzyła mu się korona Szwecji. Jego lekceważenie szwedzkiego zagrożenia i wiele innych posunięć świadczą o zwykłej głupocie. Próby targowania się o jakieś odszkodowania ze Szwecją (kosztem Rzeczpospolitej), gdy wojna wisi na włosku, są przykładem skrajnej podłości. Kradzież skarbca koronnego, jaką zafundował na koniec, to hańba. Wielokrotnie postępował bezsensownie, kierował się osobistymi animozjami, popełniał karygodne błędy. Manipulowali nim jezuici (w końcu Jan Kazimierz sam był jezuitą), jego małżonka, Habsburgowie. Czasem potrafił się wykazać, np. odwagą na polu bitwy. Jednak gubił się w meandrach polityki, często wpadał w stany apatii i depresji, by później reagować na wszystko złośliwie, odsuwając od siebie tych, którzy dochowywali mu wierność.

Królem został w fatalnym czasie. Polityka jego ojca, Zygmunta III Wazy (w zasadzie polityka habsbursko-papieska, bo taka była wtedy realizowana) zdewastowała Rzeczpospolitą. Żeby wydźwignąć nas z tych wszystkich problemów, jakimi nas uraczył fanatyk religijny chodzący na jezuickim pasku, trzeba by prawdziwego giganta, kogoś na miarę Kazimierza Wielkiego. Jan Kazimierz oczywiście gigantem nie był …

Trzeba zaznaczyć, że to nie on był autorem polityki, którą prowadził, tylko jego żona i środowisko, jakie krążyło wokół królowej. Z pewnością Ludwika Maria Gonzaga bardziej zasługuje na miano króla, takie zresztą panowało wówczas przekonanie … i to nie tylko u kpiarzy. Ostatni Waza miał pewien wpływ na wydarzenia, które np. doprowadziły do rokoszu Lubomirskiego, czy zawarcia rozejmu andruszowskiego, ale był on naprawdę minimalny.

Jan Kazimierz panował 20 lat, w 81-letniej żenującej epoce Wazów. Efekty rządów tej dynastii są po prostu koszmarne. Rzeczpospolita w wyniku straszliwych wojen została wykrwawiona, potwornie okradziona, straciła niemal czwartą część swej powierzchni, skonfliktowała się z sąsiadami, którzy zaczęli wyrastać na mocarstwa, przestała być krajem tolerancji religijnej.

Jan Kazimierz po swej abdykacji wrócił do szat duchownych - został we Francji obdarowany bardzo dochodowym opactwem Saint-Germain-des-Apres. Z Rzeczpospolitą pożegnał się w typowym dla Wazów stylu – okradł skarbiec koronny, zaś sławną koronę moskiewską (dar Dymitra Samozwańca) kazał rozmontować, przetopić i spieniężyć. Wybuchła niesłychana awantura, Sejm domagał się jej zwrotu, razem z innymi kosztownościami. Wykonano kopię korony, jednak część skarbów pobożny ekskról wywiózł z kraju i umieścił w swoim opactwie.

Paweł Skowroda „Wojny Rzeczpospolitej ze Szwecja”

Paweł Jasienica „Rzeczpospolita Obojga Narodów”

Ludwik Kubala „Szkice historyczne”

P.S.

Gdy Jan Kazimierz składał słynne śluby lwowskie, prosił Boga o pomoc „przeciw nieprzyjaciołom Świętego Kościoła Rzymskiego”. Nie było tam nic o pomocy Rzeczpospolitej. Zaś dwa miesiące później Jan Kazimierz złożył jeszcze jeden ślub - obiecał wygnać arian z kraju. To właśnie ta świątobliwa deklaracja króla (przeforsowana przez jezuitów) tak ucieszyła Rzym, że papież nadał mu tytuł „rex ortodoxus”.

Warto jeszcze wspomnieć o sławnej „przepowiedni” Jana Kazimierza, którą wygłosił w 1661 roku:

Moskwa i Ruś odwołają się do ludów jednego z nimi języka i Litwę dla siebie przeznaczą; granice Wielkopolski staną otworem dla Brandenburczyka, a przypuszczać należy, iż ten o całe Prusy certować się zechce, wreszcie Dom Austriacki spoglądający łakomie na Kraków nie opuści dogodnej dla siebie sposobności i przy powszechnym rozrywaniu państwa nie wstrzyma się od zaboru.

Czyżby zdumiewająca przenikliwość? Nie. To była oczywistość! Król po prostu powtórzył to, o czym mówiła duża część szlachty. Jeszcze przed Wazami przestrzegano przed Habsburgami, przed błędną polityką pro-habsburską. Moskwa w bezwzględny sposób udowodniła, że jest naszym wrogiem. Prusy? O rozwiązanie tej sprawy postulowano od czasu sławnego Hołdu Pruskiego, czy jeszcze za rządów Zygmunta Starego. Zdjęcie zależności lennej z potomków dawnych komturów krzyżackich było kolejnym gwoździem do trumny. Jan Kazimierz wyraził tylko to, przed czym przestrzegało wielu ludzi.

Ironią jest niewątpliwie to, że Jan II Kazimierz Waza przestrzegał przed niebezpieczeństwem, za które to właśnie dynastia Wazów w największym stopniu odpowiadała:)

A wiecie co jest najśmieszniejsze? Jan II Kazimierz jest królem najczęściej honorowanym przez literatów, którzy zwykle go wychwalają:) Najbardziej znany z tych literatów nawet robi z niego troskliwego ojca Rzeczpospolitej …

Ryuuk
O mnie Ryuuk

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura