Ryuuk Ryuuk
5893
BLOG

Mistrz małodobry, czyli kat w Polsce

Ryuuk Ryuuk Historia Obserwuj temat Obserwuj notkę 2

Widząc go odwracano głowę i spluwano, bochen chleba dla niego przeznaczony przekręcano wierzchem do góry, czasami miał specjalne krzesło o trzech nogach w kościele (oczywiście na uboczu), zaś innych ludzi mógł dotykać jedynie w rękawiczkach. Mistrz małodobry, czyli kat, był postacią niezwykle ważną w społeczeństwie ale trudno znaleźć równie kontrowersyjną.

Wbrew pozorom nie ubierał się na czarno i nie nosił kaptura, zwłaszcza w czasie egzekucji. Do tego ostatniego potrzebny mu był raczej dokładny ogląd sytuacji. Twarzy nie tylko nie musiał zakrywać, ale wręcz stanowiła ona jego gwarancję, potwierdzenie umiejętności, dlatego też powinna być znana. Kaci ubierali się na różne sposoby, często w żywych kolorach. Wśród nich wielu było prawdziwych modnisiów, mimo iż prawo zalecało im schludność (pewnie by nie obrazić skazańców niechlujnym wyglądem) ale jednocześnie skromność.

Kat zajmował się nie tylko wykonywaniem egzekucji i torturowaniem więźniów. Jego typowe zajęcia, czyli wykonywanie wyroków, jak chłosta, wyświecanie (wygnanie), piętnowanie, wieszanie, łamanie kołem (czy na kole), mutylacja (pozbawianie części ciała), ćwiartowanie, topienie (i podtapianie), spalenie, nabijanie na pal, czy też uczestniczenie w procesach (tortury), tak naprawdę nie mogły być jedynym źródłem utrzymania, gdyż zdarzały się jedynie sporadycznie. Rzecz jasna w pewnych okresach, jak nasilenie polowań na heretyków lub czarownice, kat miał dużo roboty (i więcej pieniędzy), jednak to było raczej okazyjne.

Bardzo często kat wykonywał zajęcia, zwykle nie kojarzone z tym zawodem, które jednak przynosiły mu całkiem przyzwoite dochody. Usuwał padlinę z miasta, wyłapywał i zabijał bezpańskie psy (to z nich robił swe sławne rękawiczki:), czasami oczyszczał latryny, a nawet prowadził ... dom publiczny. To ostatnie związane było z pilnowaniem porządku, ale też z dostarczaniem dziewcząt do domów uciech (zwykle zamieniano im wyroki na "służbę"). Bywało i tak, że pani katowa pełniła rolę zarządcy, pomagając mężowi w jego obowiązkach. Czasami ze względu na swą praktyczną znajomość anatomii, kat udzielał nawet pomocy lekarskiej, składając połamane kończyny  - ból potrafił stłumić zwyczajową odrazę do tego zawodu:)

Ostatnim źródłem dochodu były prezenty i łapówki, które skazańcy z chęcią wręczali, by zapewnić sobie lżejszą śmierć, czy też złagodzić karę. Nawet najsławniejsi z historycznych skazańców z chęcią wciskali mistrzowi drogie prezenty lub pieniądze. Gdy wieszano targowiczan, marszałek koronny Ankwicz dał katu złotą tabakierę, biskup Kossakowski potrójny dukat.

Mimo tych wszystkich zalet, kaci byli właściwie infamisami i trudno było znaleźć chętnych. W 1475 roku wrocławski mieszczanin, Rintfleich został okradziony przez właściciela zajazdu. Mimo iż ten chciał zwrócić pieniądze okradzionemu, sąd wydał surowy wyrok - złodziej miał zostać powieszony i zgodnie z lokalnym prawem egzekucję miał przeprowadzić sam ... oskarżyciel. Gdy Rintfleich chciał wycofać zarzuty, sąd uznał to za działanie sprzeczne z prawem. Odmowa powieszenia skazanego przez oskarżyciela mogła skończyć się powieszeniem poszkodowanego… przez skazanego złodzieja. Zrezygnowany Rintfleich nie miał wyboru i powiesił właściciela zajazdu.

Dlatego właśnie katami często zostawali byli przestępcy, którym zamieniano wyroki na służbę. By zdobyć tytuł mistrza musieli odbyć praktykę, no i zdać egzamin, którym była zazwyczaj egzekucja. Najczęściej na naszych terenach wykonywano karę chłosty, lecz jej przeprowadzenie nie dawało tytułu mistrza. Powieszenie, najczęściej wykonywana kara śmierci, również nie służyła za egzaminacyjną. Prawdziwym testem było ścięcie.

By ściąć głowę trzeba trafić z dużą siłą w odpowiednie miejsce, dokładnie pomiędzy trzeci i czwarty krąg szyjny. Kat musiał mieć dobre oko i rękę, dla pewności mógł skazanego wcześniej zbadać, stąd być może opowieści o jego bliskości z ofiarą. By uzyskać owo mityczne połączenie siły z precyzją, potrzeba sporo ćwiczeń. Kandydaci podobno "ścinali" kapuściane głowy, zabijali bezpańskie psy, trenowali też na słomianych kukłach i padlinie. Wedle pewnej legendy, adepci w szkole katów w Bieczu musieli ścinać toporem głowy mrówkom:) To oczywiście tylko legenda, a istnienie owej szkoły nie jest potwierdzone.

Podstawowym problemem podczas egzekucji jest stres, który może szarpnąć zarówno ręką kata jak i spowodować nagły ruch skazanego. Zdarzało się i tak, że mistrz używający nieodpowiedniej broni też zawalał robotę … jeśli wierzyć pewnemu katu, który napisał długie usprawiedliwienie do rady miasta i gotów był pokazać siniaki na ramionach.

Znanych jest wiele przekazów z których wynika, że kaci popełniali nieraz straszliwe błędy. Pewien oprawca z Legnicy zapisał się sześcioma uderzeniami (!), nim wreszcie pozbawił ofiarę głowy. Inny musiał użyć miecza jak piły i dosłownie przerżnął szyję skazanemu. W Kłodzku w 1593 roku mistrz Jerzy uderzał trzy razy, podczas gdy jego pomocnik trzymał skazaną kobietę za włosy – ten sposób z trzymaniem za włosy cieszył się uznaniem pospólstwa. Podobno w 1456 roku pewien skazaniec, nieudolnie uderzony mieczem trzy razy, został w wyniku tego uznany przez tłum za niewinnego!

W 1811 r., we Wrocławiu, musiano ściąć pracownika dniówkowego, niejakiego Stephana. Sprowadzony z Legnicy kat po zadaniu nieszczęśnikowi dwóch trzech cięć mieczem, nie pozbawił go głowy. Obecny przy tym wrocławski kat wykonał jeszcze dwa następne uderzenia, wyręczając legnickiego kolegę, a gromadzony tłum o mało nie zlinczował katowskiego nieudacznika.

Nawet teoretycznie łatwiejsze użycie topora nie gwarantowało sprawnej egzekucji. Tu również zdarzały się nieprzyjemne wypadki i kaci zadawali swym ofiarom wiele cierpień. Topór używany do ścięcia głowy jest dość ciężki i często osadzony na długim stylisku, bardzo łatwo trafić nie tam gdzie trzeba. Nie byliśmy w tym wyjątkiem, bo za granicą też było różnie. O ile Karol I dostąpił łaski szybkiej śmierci od topora, to w przypadku Marii I Stuart potrzeba było aż trzech uderzeń.

Jednak trzeba przyznać, że zdecydowana większość katów radziła sobie ze ścinaniem, i ta forma kary śmierci była najbardziej „pożądana” przez skazańców. Była mniej haniebna od powieszenia i przede wszystkim szybka – po ścięciu zostaje ledwie kilka sekund na podziwianie ostatniego widoku …

Bez porównania z takim łamaniem kołem (albo na kole, należy rozróżnić), które było długie i pełne strasznego bólu. Używając koła (lub pałki) kat łamał najpierw kończyny, później korpus, zadając uderzenia w dokładnie określony sposób, a swe umiejętności wykazywał nie naruszając skóry:) Koszmarne nawlekanie na pal, gwarantujące nieraz dwu- lub trzydniowe męczarnie, było ograniczone raczej do kresów (Siczy i hajdamaków, czyli kozackich i chłopskich rozbójników).

Ćwiartowanie było dość rzadko stosowane, zazwyczaj rezerwowano je dla wielokrotnych morderców, czy zdrajców. Niewątpliwie najsławniejszym skazanym był biskup Stanisław ze Szczepanowic, ukarany za zdradę obcięciem członków przez króla Bolesława Śmiałego.

Palenie na stosie, chociaż zdarzało się w dawnej Polsce, to jednak niezwykle rzadko, i popularne stało się dopiero wraz z prześladowaniem heretyków i czarownic. W Polsce stosy mocno zapłonęły w 1315 roku, w Świdnicy – spalono wówczas 50 heretyków (waldensów) wraz z rodzinami (kobietami i dziećmi!), dokładna liczba ofiar nie jest znana. W późniejszych czasach kaci nakładali (za opłatą!) na szyje ofiar woreczki z prochem, które wybuchając rozrywały gardło i oszczędzały dalszych cierpień. Owa sławna sztuczka była podobno dość często stosowana i zazwyczaj przymykano na nią oko.

Nawet powieszenie można było wykonać prawidłowo, jak też spartolić. Bywało też i tak, że skazanych wieszano na łańcuchu, by przedłużyć jego cierpienia. Pewna legenda mówi o wisielcu, którego ułaskawiono, a który przeżył godzinne męczarnie na szubienicy … choć trudno w to uwierzyć.

Do obowiązków kata należało też grzebanie ciał skazańców, często w niepoświęconej ziemi. Tu również nadarzała się okazja, by nieco zarobić. Bardzo często rodzina skazańca płaciła łapówki, by samemu zaopiekować się bliskimi. Jak z tego widać, kat funkcjonował często na granicy prawa, zaś gdy zdarzało się mu podpaść, to jego dotychczasowe zajęcie, mimo iż był w końcu funkcjonariuszem publicznym, wcale mu nie pomagało:) Było nawet zupełnie odwrotnie – dotychczasowa praca była wręcz okolicznością obciążającą. To prawdziwy paradoks, że osoba niejako przewidziana do stanowienia prawa, i w żaden sposób nie odpowiadająca za jego surowość, była w zasadzie zmuszana do życia na jego pograniczu i nader często za to surowo karana.

Nawet jeśli kaci byli kryształowo czyści, to też nie cieszyli się społecznym poważaniem … delikatnie mówiąc:) Mimo iż posiadali prawo do noszenia broni, to wielokrotnie dochodziło do napadów na mistrza lub jego ludzi.

Kat był niewątpliwie jednym z filarów społeczeństwa. Nie tylko spełniał publiczne obowiązki, ale też prowadził swoiste przedsiębiorstwo – zatrudniał ludzi, pomocników, wynajmował się innym miastom i wsiom (które kata nie zatrudniały), czasami nawet sprzedawał stanowisko na danym terenie, czy to za pieniądze, czy też obejmując podobne gdzie indziej. Kat musiał również być dobrym negocjatorem, gdyż od spisanej z miastem umowy często zależał jego byt.

„Kat w dawnej Polsce, na Śląsku i Pomorzu” Szymon Wrzesiński – książka rewelacyjna.

P.S.

Katowski miecz był bardzo ciekawy. Długość od 100 do nawet 140 cm, waga od kilograma do nawet trzech (choć zwykle były to 2 kg), czyli był raczej ciężki, ale w końcu służył tylko do jednego celu. Rękojeść oczywiście dwuręczna, często obleczona skórą i drutem miedzianym, jelce zwykle skromne, choć nie było tu reguł i zdarzały się prawdziwe dzieła sztuki, np. ornamentowania roślinne. Cechą charakterystyczną był brak w głowni sztychu, ostrze było zwykle jednakowej szerokości i ścięte koliście lub nawet całkiem prosto, co przekładało się na jego dużą bezwładność (środek ciężkości wypadał czasami w połowie klingi!) i ułatwiało wykonanie zadania, zarazem też stanowiło cechę rozpoznawczą tego narzędzia. W Polsce karę ścięcia wykonywano do czasów Powstania Styczniowego. Ostatnie europejskie ścięcia mieczem dokonano w Szwajcarii w 1867 i 1868 roku.

Niewątpliwie najciekawsze były inskrypcje na mieczu (bardzo częste:), jedną z nich warto przytoczyć: "Panowie sprowadzają nieszczęście, ja wykonuję ich wyroki. Gdy zechcesz się w cnotach ćwiczyć, ten miecz nie powinien cię spotkać".

Pewnym dość nieprzyjemnym faktem z publicznych egzekucji jest zachowanie widzów. Nie da się ukryć, że najlepsze miejsca znajdowały się jak najbliżej ofiary. Co bogatsi zajmowali prawdziwe loże, czasem wybudowane, czasem prowizorycznie utworzone na wozach. Idealne ścięcie następowało, gdy skazaniec klęczał (na pewnym podwyższeniu), jednak ci nie zawsze byli w stanie tego dokonać – często sadzano ich i związywano na stołkach lub krzesłach. Po ścięciu z kikuta tryska prawdziwa fontanna, galopujące serce wyrzuca kilku strumieni krwi na odległość nieraz i dwóch metrów, zwykle opryskując najbliżej stojących.

Ryuuk
O mnie Ryuuk

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura