„Jutro będę Cię sądził i spalę Cię na stosie, jako największego heretyka, i ten lud, który dziś całował Cię po nogach, juto na mój znak będzie podsycał płomień na Twoim stosie”– Wielki Inkwizytor do Jezusa (Bracia Karamazow).
Zwykle oskarżonym nie wolno było korzystać z obrońcy, choć (czasami) gdy oskarżony wykazał się dużą odpornością na ból i trzykrotnie zaprzeczył oskarżeniom, pomoc prawna mogła być dopuszczona. Jednak było to niezwykle rzadkie, gdyż po prostu brakowało chętnych - obrońca w takim procesie (jeśli go przegrał) sam narażał się na zarzut herezji.
Wówczas Inkwizycja wprowadziła funkcję obrońcy z urzędu, ale zrobiła to w typowy dla siebie, obłudny sposób. Ponieważ prawo kanoniczne zabraniało udzielania pomocy prawnej heretykom, rolą takiego "obrońcy" nie była pomoc prawna oskarżonemu, tylko ustalenie prawdy. Szybko też obrońcami z urzędu zostawali sami członkowie trybunału inkwizycyjnego, a oskarżony nie miał w tej sprawie nic do gadania. Na koniec inkwizytor mógł w każdej chwili cofnąć zgodę na udział obrońcy w procesie, jeśli uznał, że wina oskarżonego jest bezsporna.
Proces inkwizycyjny był zazwyczaj całkowicie utajniony(procedury i etapy procesu różniły się w zależności od regionu).Oskarżony musiał na początku złożyć przysięgę, że będzie mówił prawdę i zachowa w tajemnicy wszystko, co widział i słyszał w więzieniu, jak też to, co wiązało się bezpośrednio z jego sprawą.
Przez duża część XIV stulecia inkwizycja tropiła i karała we Francji przedstawicieli nigdy nie istniejącej organizacji zwanej Braćmi Wolnego Ducha, a rzekomo składającej z Żydów, przywódców muzułmańskich i trędowatych (!), którzy pragnęli obalić prawowitą władzę i zawładnąć światem chrześcijańskim, a jednym ze środków, oprócz rozpowszechniania wywrotowych idei, miało być zatruwanie studni.
Jak widać, inquisitorium przypominał bardziej sławny „Proces” Kafki niż normalne postępowanie sądowe. Pewien historyk nazwał nawet proces inkwizycyjny „bajką z domu wariatów”.
Do wszczęcia procesu wystarczył zwykły donos, przy czym donosiciel mógł liczyć na całkowite zachowanie anonimowości i w zasadzie na zupełną bezkarność, mimo iż teoretycznie powinien zostać ukarany za składanie nieprawdziwych oświadczeń. Zasadęper denuntiationem(donosiciel występował wtedy w charakterze oskarżyciela i zobowiązany był przedstawić dowody) w zasadzie zamieniono naper inquisitionem, czyli już na podstawie zasłyszanej gdzieś plotki (fama publica) wszczynano postępowanie z urzędu.
Te obrzydliwe zasady nie tylko zdumiewają człowieka dzisiejszych czasów, ale nawet starożytnych Greków, Rzymian, czy dawnych Celtów i innych przedstawicieli pogańskich państw i plemion, uważanych obecnie za prymitywne, przyprawiłyby o ból głowy.
Najważniejszym dowodem było przyznanie się oskarżonego-confessio est regina probationum. Dlatego w razie uporczywego zaprzeczania inkwizytor miał prawo zastosować środki przymusu, czyli tortury. Przed ich zastosowaniem zalecano pokaz narzędzi, co często wystarczyło. Tortury próbowano ubrać w gorset przepisów, np. określić ile razy można torturować za dane przewinienie. W praktyce inkwizycja radziła sobie z tym problemem „zawieszając” męczarnię, by ja po pewnym czasie „odwiesić”. Inkwizytorzy też mieli prawo jako jedynie określać (zapewne z racji swej wiedzy), ile stopni tortur mogą znieść „badani”, lub jakie zastosować narzędzia.
Obłudnie wymagano też, by uzyskane ta drogą np. przyznanie się, czy denuncjację, potwierdzić później już bez tortur, przyjmując je jako uzyskane bez przymusu.
Uzyskane/wymęczone ta drogą przyznanie się zwalniało oczywiście inkwizytorów z szukania innych dowodów winy, a nawet przechylało szalę na niekorzyść oskarżonego, gdyby znalazły się dowody jego niewinności.Już sam Bernard Gui przyznawał świętoszkowato, że czasami umysł inkwizytora rozdzierały niepokojące troski (by nie ukarać niewinnego), był jednak na tyle szczery, że przestrzegał, że mogą cierpieć więcej, pozwalając umknąć tym „fałszywym, przebiegłym i złośliwym” ludziom „ze szkodą dla wiary”.
Jako dowód na szlachetność (czystość intencji?) inkwizycji podawano czasami tzw. "prawo łaski". Na czym ono polegało? Inkwizycja często pacyfikowała pewne miejscowości (wsie i małe miasteczka) – przybywając tam na czele zbrojnych oddziałów inkwizytor ogłaszał ów „okres łaski”, w którym winni grzechów (poczynając od przekleństw w kościele po samą herezję) po dobrowolnym wyznaniu mogli liczyć na łagodniejsze i dyskretne kary. Równocześnie ogłaszano „edykt wiary”, który surowo zobowiązywał wszystkich bez wyjątku do donoszenia - męża na żonę, dzieci na ojca – gdyż w przypadku wykrycia heretyka członkowie jego rodziny (co ośmielili się nie donosić) byli także karani jako współwinni herezji. Ideałem inkwizycji było stworzenia społeczeństwa donosicieli.
Trzeba przyznać, że inkwizycja z jednej strony pływała w oceanie absurdu, z drogiej jednak dobrze rozwinęła postępowanie dowodowe, zwłaszcza jeśli chodzi o wprowadzenie nowych rodzajów dowodów (oprócz przyznania się wymuszonego torturami, skutecznym/pełnym dowodem były zeznania dwóch świadków, dopuszczono też jako dowody dokumenty), jednak było to ukierunkowane jedynie na stworzenie całkowitej dominacji nad oskarżonymi.
Innym rodzajem działalności inkwizycyjnej było badanie czystości krwi (limpieza de sangre), specjalność hiszpańska. Inkwizytorzy prowadzili bardzo skrupulatne badania genealogiczne, sięgające czasami kilkanaście pokoleń wstecz, po czym wystawiali zaświadczenia o owej czystości krwi, by stwierdzić czy „badany” nie jest skażony żydowskim lub muzułmańskim pochodzeniem. To właśnie od inkwizycji pochodzi śmiercionośna idea karania ludzi za przyjście na świat z niewłaściwą krwią w żyłach.
ryuuk.salon24.pl/351005,narodziny-inkwizycji
http://www.racjonalista.pl/kk.php/t,2630
Leszek Biały „Dzieje inkwizycji hiszpańskiej”.
Jonathan Kirsch „Historia prześladowań religijnych”
Komentarze
Pokaż komentarze (27)