Ryuuk Ryuuk
2381
BLOG

Heretycy Cyryl i Metody.

Ryuuk Ryuuk Historia Obserwuj temat Obserwuj notkę 11

O tych dwóch misjonarzach chyba każdy słyszał, jednak niewielu wie, jak naprawdę potoczyła się ich misja. Tymczasem jest to nadzwyczaj ciekawa historia, godna powieści. Obecnie Cyrylem i Metodym oba kościoły (rzymski i grecki) w zasadzie się chełpią (braciszkowie są nawet świętymi obu tych opcji), jednak kiedyś nienawidzono ich straszliwie, próbowano zabić, uwięzić, nawet starano się pozbyć ze źródeł pisanych jakichkolwiek wzmianek o „braciach sołuńskich” (Tessalonika, skąd pochodzili, to po słowiańsku Sołuń).

Już w 855 roku Konstantyn (zakonne imię Cyryl przyjął później) i Metody (a właściwie Michał:) z polecenia cesarza Michała III udali się do Chazarów. U koczowników sprzyjających judaizmowi nie odnieśli większych sukcesów, ale przynajmniej zdobyli doświadczenie. Obaj braciszkowie mieli dobre wykształcenie i znajomość języka słowiańskiego, którą nabyli najprawdopodobniej dzięki słowiańskiej piastunce/matce (?). Pozwoliło im to stworzyć słowiański język pisany – Głagolicę, od glagolati (mówić).

Tu oczywiście należy się zatrzymać, ponieważ spokojnie można założyć, że słowiański język pisany już wtedy istniał (tzw. runy słowiańskie), w tej lub innej, może dość prymitywnej ale jednak, formie. Braciszkowie mogli zatem po prostu zaadaptować, czy też rozwinąć język starosłowiański, stworzyć jego zaawansowaną literacko formę. Alfabet głagolicki składał się z 38-40 liter i obejmował znaki, które w innych alfabetach nie występowały.

Gdy w 863 roku na dwór w Konstantynopolu przybyło poselstwo z Państwa Wielkomorawskiego, poprosiło bardzo zdecydowanie nie tylko o misjonarzy znających język, ale także, by ci przywieźli ze sobą księgi pisane po słowiańsku. Może to wskazywać na to, że Konstanty i Metody poznali się już wcześniej z księciem Rościsławem, obecnie zaś jedynie realizowano ich wspólny plan.

Braciszkowie bowiem mieli już grupkę językowo przeszkolonych kapłanów, oraz posiadali ogromną liczbę „świętych ksiąg”, spisanych w opracowanym przez nich języku, które już od jakiegoś czasu mała armia kopistów pracowicie przygotowywała.

Na tak śmiałe działania mogli sobie pozwolić, ponieważ w 861 roku Konstantyn odnalazł grób papieża Klemensa I, trzeciego z papieży, który miał umrzeć śmiercią męczeńską. Jego relikwie, aczkolwiek ich autentyczność jest wątpliwa, były dla chrześcijaństwa prawdziwym skarbem. Był to pierwszy „realny” święty męczennik, w odróżnieniu od postaci znanych z Ewangelii (trochę nadludzkich), człowiek z krwi i kości. Dzięki swemu odkryciu braciszkowie stali się sławni i poważani zarówno przez patriarchę Konstantantynopola, jak i papieża (który nawet zaczął się domagać przewiezienia relikwii do Rzymu). Za sławą popłynęły też prawdziwa władza i pieniądze …

To właśnie umożliwiło im przeprowadzenie tej skomplikowanej i kosztownej operacji. Oczywiście nie twierdzę, że „bracia sołuńscy” to oszuści – ich uczciwość nie podlega żadnej dyskusji. Z pewności sami wierzyli w autentyczność grobu, a jego odnalezienie odczytali jako boski znak, utwierdzający ich w powziętych postanowieniach.

Jakkolwiek ich wiara była niewątpliwie prawdziwa, to dalej już postępowali jak wytrawni politycy - najpierw przez niemal rok zwlekali z wyjazdem do Rzymu, by „pożegnać się z matką” (kopiści wciąż pracowali), następnie po prostu zabrali relikwie ze sobą na Wielkie Morawy, by stanowiły „najlepszy oręż, dzięki któremu Słowianie przyjmą chrześcijaństwo … . Papież był z pewnością wściekły, jednak nie mógł protestować, bo sprytni braciszkowie swój list kazali czytać w każdym kościele:)

Do Rzymu Konstantyn i Metody zawitali dopiero po ośmiu (?) latach, oczywiście z wyczekiwanymi relikwiami, ale też z całym zastępem Słowian do wyświęcenia, oraz z księgami po słowiańsku do zatwierdzenia. Państwo Wielkomorawskie było niemal schrystianizowane, jego ludność z dużym zadowoleniem witała liturgię w ojczystym języku, przepędzenie zaś powszechnie znienawidzonych bawarskich duchownych z jeszcze większym. Dobroduszny papież Hadrian był zachwycony nie tylko relikwiami, ale też tak dużą ilością nowych wiernych i z wdzięczności nadał braciszkom godności biskupie, wyświęcając też na prezbiterów kilku Słowian (m.in. Gorazda, Klemensa, Numy, Angelana).

Sukces? Niby tak, tylko że dopiero wtedy nad Konstantynem i Metodym zaczęły się zbierać czarne chmury. Bizancjum było wściekłe, bo Kościół Słowiański stawał się niezależny (wzorem Bułgarii), a obaj braciszkowie zatwierdzenia dla swych działań szukali w Rzymie, zamiast w Konstantynopolu. Jednak największe niebezpieczeństwo stanowił kościół wschodniofrankijski, czyli duchowieństwo niemieckie, zawsze wrogie Słowianom i Państwu Wielkomorawskiemu.

Już w czasie podróży do Rzymu, konkretnie w Wenecji (gdzie toczyli zażarte dysputy i bronili praw języka słowiańskiego), doszło do skandalu: duża i uzbrojona grupa niemieckich zakonników usiłowała wymordować słowiańskie poselstwo. Tylko dzięki wojsku, wysłanemu przez papieża do ochrony braciszków (pewnie się czegoś domyślał), udało się sytuację opanować. Zabito przy tym 350 zakonników a kilkudziesięciu powieszono, wówczas też wybuchł pożar w Wenecji.

Udało się uratować sławnych misjonarzy, jednak niemieccy biskupi nie zrezygnowali. Konstantyn zmarł 14 lutego 869 roku, oficjalnie w wyniku malarii. Jednak podobno zachował się list, w którym papież wręcz zaklinał Metodego, by ten oficjalnie potwierdził taką właśnie przyczynę śmierci. Wówczas powszechnie uważano, że Konstantyn został otruty, a tradycyjnie wrodzy Niemcom Rzymianie byli tuż tuż przed rozpętaniem zamieszek (co groziło nawet papieżowi).

Metody wrócił osamotniony na Wielkie Morawy, jednak nie dane mu było zaznać spokoju. W 870 roku wybuchł bunt w państwie i niespodziewanie Rościsławowi przybyło z „pomocą” wojsko pod dowództwem jego szwagrów (Rościsław był ożeniony z niemiecką księżniczką, nieznaną z imienia). Owa pomoc polegała na ty, że książę Rościsław został podstępem pojmany i oślepiony a jego niemiecka małżonka (wychowanica jednego z klasztorów) zabiła swoje własne dzieci … likwidując w ten sposób następców tronu.

Podobno imię owej niesławnej księżniczki jest znane jedynie biskupom Bawarii (przekazują je sobie w tajemnicy), i raz w roku odprawia się mszę wotywną za jej zbawienie.

Zgodnie z prawem władzę w Państwie Wielkomorawskim przejął biskup Metody. Wówczas biskupi frankijscy, wraz z królem Ludwikiem Niemcem, wezwali Metodego na sąd Rzeszy, mający zająć się sprawą Rościsława, oskarżonego o „poważne zarzuty”. Niestety ale braciszek nadał się na to nabrać (otrzymał list żelazny) – jak tylko przekroczył granicę, wzięto go do niewoli a jego skromny orszak został wymordowany.

Tym samym na Wielkich Morawach zapanował chaos, którego trudno było opanować. Kraj najechał kontyngent wojsk niemieckich na czele z dawniej wygnanym z Moraw Świętopełkiem (podobno sam się zgłosił na tą misję). Jednak Świętopełk, jak tylko znalazł się we własnym kraju, sam stanął na czele buntu a kontyngent niemiecki wyrżnął do nogi. Oczywiście wysłano natychmiast kilka korpusów wojsk (podobno nawet osiem!) biskupich, które kniaź potraktował tak samo, opróżniając przy okazji u Franków kilka stolców biskupich.

To właśnie dzięki temu mordowaniu biskupów (które wywołało kryzys) oraz dzięki wstawiennictwu papieża Jana VIII, Metody został w końcu uwolniony ze szwabskiego (od Szwabii) więzienia.

Mimo swoich sukcesów kniaź Świętopełk był bardzo osłabiony i musiał w końcu zgodzić się na warunki pokojowe – zobowiązał się zapewnić duchowieństwu niemieckiemu bezpieczeństwo i umożliwić działalność (łącznie z dziesięciną) na swoich ziemiach oraz zatwierdzić na stanowisku biskupa Nitry oraz zastępcy Metodego, niesławnego Wichinga. Była to wyjątkowo odrażająca postać, kłamca i oszust na usługach niemieckich. Gdy papież Jan VIII został zamordowany, tiare włożył Stefan VI, zwyczajna marionetka. Wówczas to zakrojona na szeroką skalę działalność dyplomatyczna przyniosła efekty – papież wydał bullę „Quia te zelo fidei”, w której obrządek słowiański został potępiony jako … heretycki. Przywódcy słowiańskiego kościoła na Morawach: Gorazd, Klemens, Naum, Angelary, Laurencjusz, Sawa (oraz wielu innych) zostali skazani na wygnanie. Jak tylko przekroczyli granicę, zostali uwięzieni przez niemieckie duchowieństwo oraz poddani okrutnym torturom.

Postępowanie księcia Świętopełka jest tajemnicą – bywa często oskarżany przez niektórych historyków o to, że przehandlował słowiański kościół za koronę. To nie do końca prawda. Był zbyt słaby (początkowo) by udzielić mu skutecznej pomocy, a tytuł rexa wywalczył, a nie wyżebrał. O jego stosunku do wschodniofrankijskiego sąsiada najlepiej świadczą jego ostatnie słowa, gdy leżąc na łożu śmierci zaklinał swoich synów do walki z nim.

Metody zmarł podczas tych wydarzeń 6 kwietnia 885 roku. Pod koniec życia stracił swoją dawną energię, przybity tak śmiercią brata jak i wycieńczony okrutnym traktowaniem w szwabskim więzieniu. Po śmierci papież ogłosił go heretykiem a Bizancjum starało się wykreślić imiona Cyryla i Metodego z wszelkich dokumentów.

Utworzenie niezależnego kościoła słowiańskiego nie udało się - chrześcijaństwo przybrało swą dawną germańską twarz a samo Państwo Wielkomorawskie upadło.

Tu wersja nieco oficjalna:

http://pl.wikipedia.org/wiki/G%C5%82agolica

Polecam fajny artykuł, ładnie opisujący też głagolicę:

http://www.eioba.pl/a87635/pisma_s_owia_skie

Doskonały opis historii (bez żadnych uprzedzeń) Cyryla i Metodego zamieścił Andrzej Michałek w swoim „Słowianie zachodni. Początki państwowości”.

Ryuuk
O mnie Ryuuk

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura