Ryuuk Ryuuk
640
BLOG

Papież Benedykt XIII, jego ciotka i ulubiony kardynał

Ryuuk Ryuuk Historia Obserwuj temat Obserwuj notkę 6

Pisząc o papieżu Benedykcie XIII, nie sposób nie wspomnieć o jego wiernym zauszniku, teoretycznie sekretarzu, ulubionym kardynale, który stał u jego boku przez wiele lat. Nazywał się on Mikołaj Coscia i zasłynął głównie swą nikczemnością.

Wincent Maria Orsini, czyli przyszły papież, spotkał po raz pierwszy Coscię, gdy ten miał kilkanaście lat. Arcybiskupowi (wtedy) tak się spodobał urodziwy chłopiec, że go przygarnął, uczynił z niego kleryka, przez protekcje zapewnił mu awanse po kolejnych szczeblach kościelnej kariery, w końcu zabrał go ze sobą do Rzymu.

Mikołaj Coscia był obecny na konklawe w 1721 i 1724 roku, odgrywając na drugim znaczącą rolę. Skłócone frakcje dały się przekonać złotoustemu sekretarzowi Orsiniego, uwierzyły w apolityczność kandydata na papieża. Wszystko to działo się ponad głową (czy za jego wiedzą?) kandydata, gdyż ten wydawał się całkowicie zaskoczony zaszczytem, jaki go spotkał. Oczywiście zgodnie z tradycją przyszli papieże odmawiają trzykrotnie przyjęcia tiary (nie wszyscy tej tradycji przestrzegali:), jednak w przypadku Orsiniego to chyba nie było udawane. Podobno nie chciał być papieżem, bał się tego, dopiero rozkaz generała jego zakonu (!) go do tego zmusił.

Papież Benedykt XIII (1724-1730) był opisywany jako nieugięty dewot, który zajmował się jedynie modlitwą i cenzurą moralną (kolejny pogromca dekoltów), rządzenie zostawiając innym, głównie swemu Mikołajowi, którego mimo głośnych protestów podniósł do godności kardynała.

Ten zaś szybko pokazał co potrafi. Praktycznie uczynił z kurii Rzymskiej przybytek korupcji i symonii. Ledwie rok mu wystarczył by zgromadzić 2 mln skudów. Coscia miał jasno określony cel swego działania – wycisnąć z tego interesu ile tylko się da. To nie było nic nowego, jednak w jego przypadku przekraczało wszelkie granice przyzwoitości. Było to jednak bardziej niebezpieczne, ponieważ strumień pieniędzy, jaki dawniej regularnie płynął z krajów katolickich do Rzymu, teraz szybko wysychał. Kardynałowie nieustannie się skarżyli papieżowi, że Coscia doprowadzi Rzym do katastrofy, jednak Benedykt XIII puszczał te uwagi mimo uszu. Popularna opinia (zwłaszcza wśród historyków kościelnych) głosi, że papież był dobrotliwym i pobożnym człowiekiem, dlatego łatwo był oszukiwany przez kanalię pokroju Coscii. Jest to bardzo kontrowersyjne. Naprawdę trudno uwierzyć w aż taką naiwność, wręcz ślepotę papieża, oszukiwanego przez swego ukochanego kardynała. Tak naprawdę nikt nie znał Cosci tak dobrze jak właśnie Benedykt. O tym, że papież był rozeznany w całej sytuacji i ją w pełni akceptował, najlepiej świadczy stopniowe opanowywanie Kurii przez beneventczyków (rodaków papieża). To musiało się dziać nie tylko za pełną zgodą Benedykta XIII, papież z pewnością co najmniej inspirował ten kierunek kurialnej polityki.

Inne wydarzenia, znacznie ciekawsze, też świadczą wiele o żenującym charakterze tego pontyfikatu. Mowa tu o beatyfikacji papieskiej ciotki. Owe kuriozalne wydarzenia naprawdę miały miejsce i stały się inspiracją filmu Bellocchia „Czas religii”, opowiadającym o obłudzie religijnej. Papież chciał wynieść swoją rodzinę na szczyty włoskiej arystokracji. Najpierw doprowadzono do małżeństwa papieskiego bratanka Ferdynanda Orsini z Hiacyntą Mariscoti Ruspoli, przedstawicielką rodu, który został podniesiony do rangi książęcej. Uznano w tym wypadku, że warto też podnieść kogoś z tego rodu do rangi świętego, tak dla podbudowania prestiżu. Wybór padł na zmarłą w 1640 franciszkańską tercjarkę Hiacyntę Mariscotti, oczywiście potomkinię (po kądzieli) Orsinich. Wspólną ciotkę udało się beatyfikować w 1726 roku. Kłopoty jednak przyszły z innej strony i naraziły papieża na śmieszność – młoda Hiacynta i Ferdynand nie mogli na siebie patrzeć. Benedykt XIII próbował ratować ich związek, jednak po roku odpuścił i zalegalizował rozbicie uświęconego (dosłownie) małżeństwa, co stało się powodem głośnych szyderstw.

Papież miewał też inne, zaskakujące pomysły. Wiedziony zapewne chęcią przywrócenia papiestwu dawnego prestiżu, doprowadził do kanonizacji Grzegorza VII, podkreślając w jego przypadku złożenie z tronu cesarza Henryka IV. Było to jawne sugerowanie wyższości władzy duchowej papieża nad świecką królów i cesarzy, czego władcy europejscy nie zamierzali uznać. Mrzonki o papieskiej wyższości doprowadziły do kolejnego kryzysu w polityce zagranicznej Państwa Kościelnego.

W 2004 roku uznano Benedykta za „Sługę Bożego”, w 2012 rozpoczęto jego proces beatyfikacyjny.

Mariusz Agnosiewicz „Kryminalne dzieje papiestwa”

Ryuuk
O mnie Ryuuk

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura