Ryuuk Ryuuk
2395
BLOG

Husaria – skrzydlaci rycerze

Ryuuk Ryuuk Historia Obserwuj temat Obserwuj notkę 14

Nie ulega żadnym wątpliwościom, że husaria to kawaleria wszechczasów. Wystarczy prześledzić relacje z wielu bitew, w jakich brała udział ta formacja, by rozwiać wszelkie wątpliwości. Husaria zwyciężała każdego przeciwnika, czy to będzie ciężka czy lekka jazda, pikinierzy, piechota strzelcza, i to zwykle walcząc z wrogiem o przytłaczającej przewadze liczebnej. Potrafiła pokonywać ogromne dystanse, po 100 kilometrów dziennie. Po całonocnym marszu brała udział w wielogodzinnej bitwie, później zaś w pogoni za uciekającymi. I jeszcze jedna rzecz – zwykle ponosiła niewielkie, wręcz zaskakująco niewielkie straty w ludziach …

Husaria – skrzydlaci rycerze

Jeżeli husaria prezentowała wymagany poziom i była dowodzona przez zdolnego wodza, to przeciwnik po prostu musiał się liczyć z nieuchronną porażką. Dlatego właśnie do walki z husarią rozwijano holenderskie metody – budowano szańce, okopy, ustawiano pułapki, zamykano się w warownych obozach. Wszystko po to, by uniemożliwić husarii rozwinięcie skrzydeł … dosłownie:) Nawet taki geniusz militarny jak Gustaw Adolf, mimo iż zwykle dysponował wojskiem liczebniejszym, to unikał walnej bitwy jak ognia i rył w ziemi po holendersku, właśnie z obawy przed husarią.

Ta formacja jest absolutnym fenomenem, nie mającym odpowiednika w historii. Dlaczego zatem nie stała się naszym historycznym towarem eksportowym? Nie dziwię się, że zagraniczni historycy o husarii zapominali lub traktowali ją jedynie jako malowniczą ciekawostkę, ewentualnie mieli o niej złe zdanie, starając się wykazać jej przestarzałość. Nawet ci, co mieli do niej życzliwy stosunek, chwalili ją raczej umiarkowanie. Jednak to, że niektórzy nasi polscy historycy przedstawiali husarię jako element archaiczny w XVII-wiecznej sztuce wojennej, to już jest wyjątkowo żenujące.

Spróbuję napisać o powodach jej niesamowitej skuteczności i prawdziwych przyczynach jej upadku. Na początek jednak rozprawmy się z kilkoma mitami na temat husarii.

Przede wszystkim: husaria w zasadzie nie była ciężką jazdą … choć pewnie trudno niektórym w to uwierzyć:) Jak słusznie zauważył Radosław Sikora, pełne wyposażenie husarza (26-36 kg) było znacznie lżejsze od polskiego kawalerzysty okresu międzywojennego (47-65 kg). Był on nieźle chroniony, dobrze uzbrojony, jego koń był nawet rosły, jednak husarz był dużo lżejszy od np. niemieckiego kirasjera na ciężkim koniu. Najważniejszą cechą skrzydlatych rycerzy była mobilność, dlatego husaria nie była i nie mogła być typową ciężką jazdą.

Po drugie skrzydła husarskie naprawdę istniały, choć niektórzy ich istnienie zaciekle negowali. Nie nosili ich towarzysze (tylko pocztowi), przyczepione były do siodeł (nie do pleców), zaś ich zastosowanie miało cel psychologiczny – widok skrzydlatej armii musiał wywierać piorunujące wrażenie … „dla okazałości i trwogi nieprzyjaciela pióra i inne ozdoby podług upodobania każdego rotmistrza” – Stefan Batory 1576 r. Skrzydła miały swoją tradycję i były używane w różnych formacjach, zwykle pochodzenia wschodniego, głównie jako zabezpieczenie przed rzuconym arkanem, ale też dla efektu psychologicznego.

Husaria nie była formacją archaiczną. Biorąc pod uwagę znakomite wyposażenie, wyszkolenie indywidualne i zespołowe na wysokim poziomie, wreszcie rewelacyjną taktykę walki, to był prawdziwy high-tech swoich czasów. Król Gustaw Adolf i marszałek Poppenheim, czyli dwóch wybitnych wodzów wojny trzydziestoletniej, swoje metody wykorzystania jazdy (jedno z głównych źródeł ich sukcesów) wywiedli właśnie z doświadczeń z polskim wojskiem, polską sztuką wojenną. Skuteczność szarzy na białą broń będzie udowadniana jeszcze długo po wojnie trzydziestoletniej, choćby w epoce napoleońskiej.

Rzekoma wyższość zachodniej sztuki wojennej, opartej na piechocie i broni palnej, nad polską sztuką wojenną, opartą na jeździe i niedoceniającą piechotę. Jest to totalna bzdura, którą pamiętam jeszcze ze szkoły podstawowej. Oczywiście w Polsce konna szarża na białą broń była bardzo ceniona,  z uwagi na jej skuteczność. Jednak zawsze też ceniono piechotę, jej pojawiające się braki wynikały z innych czynników, niż „niedocenianie” jej roli. Najlepiej o tym świadczą słowa skreślone rękami wielkich hetmanów, które procentowy udział jazdy do piechoty planowali zawsze według konkretnych potrzeb. Jedno z popularnych powiedzeń z tamtych czasów: „Rydel, muszkiet i kopija zwycięstwo gotują”, najlepj wskazuje na docenianie roli piechoty. Polska sztuka wojenna w wieku XVII stała na wyższym poziomie niż zachodnia, to nie ulega żadnym wątpliwościom

Teraz należy odpowiedzieć na pytanie: dlaczego husaria była tak skuteczna?

Po pierwsze - konie. Nie ulega żadnym wątpliwościom, że niezwykłe sukcesy husarii były zasługą głównie wspaniałych koni. Polski koń bojowy (z domieszką krwi koni wschodnich, „turków”) to ucieleśnione marzenie ówczesnych hodowców i wojskowych. Był niezwykle szybki, silny i wytrzymały, odporny na warunki atmosferyczne i na dodatek mający niewielkie wymagania paszowe. Połączenie tych wszystkich cech uważano za skrajnie trudne, wręcz niemożliwe. Jak uzyskiwano tak wspaniałe konie? Drogą specjalnej hodowli, półdzikiej lub wręcz dzikiej, podczas której konie musiały przetrwać niezwykle surowe warunki, a przy okazji poddawano je ciężkim testom, jak przeprawy przez wezbrane rzeki. Najlepsze z tych, które przetrwały ten survival, poddawano szkoleniu, najpierw indywidualnemu, później zespołowemu. Z tych powodów husarskie konie były najdroższe ze wszystkich. Ich ceny zaczynały się od kilku i sięgały nawet do 66 kilogramów srebra.

Jak w ogóle było możliwe wyhodowanie tak wspaniałego konia? W naszym kraju nie specjalizowano się w produkcji koni „specjalistycznych”, dla określonego typu jazdy, itd. Po prostu starano się to robić jak najlepiej. Rzeczpospolita była wtedy rajem dla hodowców koni. Zajmowali się tym niemal wszyscy, od króla do drobnego szlachciury. Najlepsze warunki panowały oczywiście na kresach południowo-wschodnich. Z dawnych opisów wygląda obraz konia rosłego i muskularnego (jednak nie ciężkiego!), z gonem długim i gęstym, uszach wąskich i ostro osadzonych (u góry ku sobie zbliżonych), długiej i wąskiej głowie, krzyżu o wysokich kłębach, na dwoje rozdzielających się. Polacy mieli zawsze szczególny stosunek do koni, traktując je w zasadzie jako towarzyszy broni. Dio legendy przeszła scena śmierci Stefana Czernieckiego, gdy ten żegnał się ze swoim koniem.

Po drugie - wyposażenie. Najsławniejsza broń, czyli kopia, była dostarczana przez władze wojskowe (rotmistrza). Była długa czasem na 6 metrów (nawet więcej), wydrążona w środku (przez co była lżejsza i zarazem mocniejsza od niewydrążonej) i z doskonałego drewna. Przemyślny sposób jej użycia, z zastosowaniem specjalnego wytoku na pasach umocowanych do siodła, zapewniał jej niezwykłą poręczność i ogromną skuteczność. Cena kopii to 9 złotych (131 gram srebra). Jako ochronę husarz nakładał zbroję – napierśnik z ością przez środek, znacznie poprawiającą odporność na kule i białą broń, do tego naręczaki, na głowie przemyślny szyszak z nosalem. Wszystko to było wyprodukowane z myślą o uzyskaniu jak najlepszej ochrony przy jak najmniejszej wadze. Koszt dobrej zbroi husarskiej (towarzyskiej) to 200 złotych (690 gramów srebra). Jako formacja husaria pojawiła się w Rzeczpospolitej w 1500 roku, czerpiąc wzory z wojska serbskiego i węgierskiego. Jakość husarii wzrosła głównie dzięki reformom króla Stefana Batorego i hetmana Stanisława Koniecpolskiego. Pierwszy najpierw ujednolicił chorągwie husarskie, które do tej pory składały się z rożnych formacji (o ich charakterze stanowiła przewaga danego typu), później zaś doprowadził do ich ostatecznego przezbrojenia, np. z kolczug na zbroje płytowe (jednak kolczugi nie zostały całkiem zarzucone), porzucenie tarcz. Drugi ograniczył poczty do 3 koni, czyli jeden towarzysz i dwóch pocztowych (do tej pory zdarzało się, że niektórzy towarzysze, tacy chcący się wykazać, prowadzili nawet do 10 pocztowych). Obaj ci reformatorzy ograniczyli w dużym stopniu liczbę husarii, jaka służyła w wojskach Rzeczpospolitej, jednak znacznie podnieśli jej jakość.

Po trzecie - wyszkolenie. By zostać husarzem, trzeba było się wywodzić z zamożniejszej szlachty, gdyż zarówno koszty jak i stawiane im wymagania były ogromne. Jakkolwiek husarz nie był ciężkozbrojnym, to był on ciężko uzbrojony:) Oprócz kopii miał koncerz, szablę, dwa pistolety, nadziak, nieraz używał łuku … taki jeżdżący arsenał broni najlepszej jakości. Potencjalny kandydat na towarzysza husarskiego (jak i jego pocztowi) musiał się szkolić od dziecka, zarówno w posługiwaniu się bronią, jaki i (zwłaszcza) w jeździe konnej. Także po wcieleniu wymagane były regularne ćwiczenia, by osiągnąć i utrzymać bardzo wysoki poziom. To była naprawdę wojskowa elita.

Wreszcie po czwarte - doskonale rozwinięta taktyka walki. Husaria wchodziła do szarży w szyku luźnym, umożliwiającym przerwanie ataku w dowolnym momencie, poprzez natychmiastowe zatrzymanie i obrót całą chorągwią w miejscu. Szyk luźny był potrzebny do minimalizowania strat od ognia z broni palnej i omijania przeszkód (trupy końskie i ludzkie, różne niespodzianki wroga). Sam końcowy atak przeprowadzano w szyku maksymalnie zwartym, kolano w kolano, przy największej szybkości. Tylne szeregi przechodziły w cwał pierwsze, uzupełniając ewentualne straty pierwszych, zaś skrzydłowi parli końmi do środka. Taka taktyka walki była ewenementem w skali światowej i w żadnym innym kraju jej nie stosowano. I należy przyznać, że była ona piekielnie skuteczna.

Kilka rzeczy budzi wątpliwości krytyków.

Zwrot całej chorągwi w miejscu, który dla wielu krytykantów był niewykonalny. No cóż, wystarczy obejrzeć kiedyś zawody barrel racing, czyli wyścig miedzy beczkami, gdzie doskonale widać takie właśnie zwroty, wykonywane w galopie, jedynie przy niewielkiej utracie szybkości. Jest to oczywiście trudne, ale konie można ułożyć do takich manewrów. Dla tak wspaniałych jeźdźców, jakimi byli husarze, była to norma, którą spełniali jeszcze przed otrzymaniem znaku.

Szyk kolano w kolano. Wystarczy poczytać pamiętniki, by stwierdzić, że owo „kolano w kolano” zdarzało się regularnie. Należy zauważyć, że taki ciasny szyk w szarży dawał ogromną przewagę, zaś w przypadku walki z pikinierami był wręcz niezbędny. Najważniejsze w takim wypadku jest wejście we wroga całym frontem. W cwale nie można w zasadzie utrzymać szyku, gdyż konie cwałują z różną prędkością, więc trzeba ten szyk po prostu wymusić, właśnie przez te kolano w kolano. Dlatego właśnie husaria była zobowiązana do regularnych zespołowych ćwiczeń.

Mała wrażliwość husarii na ogień z broni palnej. Ten element najlepiej udowodnić, przeglądając rejestry strat, jakie ponosiła husaria. Podam przykład najbardziej krwawy dla husarii, do jakiego doszło w starciu z bardzo ostrzelaną piechotą Gustawa Adolfa, stosującą tak zwany szok ogniowy, czyli jednoczesną salwę sześciu szeregów (dużo groźniejsza niż strzelanie z kontrmarszu). Zdarzyło się to w bitwie pod Gniewem w 1626 roku. Pewnego dnia do atakujących 600 husarzy (było kilka szarż) wystrzelono co najmniej 1728 pocisków muszkietowych i 18 kartaczy. Efekt – od 20 do 50 zabitych, według różnych relacji. Czy to tak dużo, wziąwszy pod uwagę taka nawałe ognia? Niespecjalnie. I doszło do nich, ponieważ warunki terenowe były dla husarii bardzo niekorzystne. Musiała ona najpierw przebyć ciężką zaporę (wał przeciwpowodziowy) następnie szarżować po sypkich piaskach. Muszkieterowie szwedzcy byli jednymi z najlepszych, stosowali też najlepszą ogniową taktykę walki, mieli nawet bardzo komfortowe warunki, a i tak straty husarii były dość umiarkowane. Zwykle były one dużo, dużo niższe.

Wady husarii.

Oczywiście najważniejszą wadą był koszt tej formacji. Koszt, który obciążał samych husarzy. Towarzysze mogli częściej od innych uzyskiwać jakieś nadania, gratyfikacje, powiększano im nieraz żołd, itd. Jednak w ogromnej większości wypadków służba w husarii była po prostu nieopłacalna, wiązała się głównie z ogromnymi wydatkami. Na wystawienie i utrzymanie pocztu potrzebna była fortuna. Uzyskanie zadawalającej ilości tego rodzaju wojska było możliwe tylko w czasach gospodarczego bezpieczeństwa. Nieustanne i wyniszczające wojny, postępujące zubożenie, to czynniki w dużym stopniu ograniczające ilość i jakość husarii.

Należy się chwilę zastanowić i odpowiedzieć na pytanie – co zmuszało szlacheckie rody (bo była to inwestycja rodzinna) do ponoszenia tak ogromnych wydatków, by syna (z pocztem) umieścić i utrzymać w chorągwi husarskiej? Oczywiście husarz w rodzinie to splendor, duma i podziw. Byli towarzysze mogli liczyć na kariery polityczne, stanowiska. Ale przecież wszyscy oni i tak pochodzili z lepiej sytuowanej szlachty, zapewne z koneksjami, teoretycznie tego nie potrzebowali. Więc dlaczego? Z pewnością ogromne znaczenie miał tu po prostu patriotyzm, tradycja i wychowanie, chęć służenia ojczyźnie, co do tego nie ma wątpliwości.

Przyczyny upadku husarii.

Są takie dwie. Pierwsza to zapaść gospodarcza, jaka była efektem nieustannych, wojen prowadzonych w XVII wieku. Pochłaniały one nasze zasoby finansowe, powodowały ogromne zniszczenia w gospodarce i straty w ludziach. Efektem tego było znacznie zubożenie głównej bazy werbunkowej dla husarii, czyli średniej szlachty.

Druga to upadek morale i patriotyzmu wśród szlachty. Jednak nie należy za to obwiniać jej samej. Przykład idzie z góry. Przez cały wiek toczyliśmy wojny, których bezsens był jaskrawo widoczny. Prowadzone w interesie obcych państw (naciski cesarza i papieża), były często prywatnymi inicjatywami (króla, magnaterii), czy też byliśmy w nie najzwyczajniej w świecie wrabiani (np. car skierował nas przeciwko Turcji). Mieliśmy żałosnych władców, którzy dbali tylko o siebie. Magnateria i wyższe duchowieństwo zachowywało się jak sprzedajne ladacznice. W kraju pojawiło się wrzenie religijne i ponury fanatyzm. Jak w takim wypadku pielęgnować powszechny patriotyzm?

To są właśnie powody upadku tej formacji, przycięcia jej do rangi „pogrzebowego wojska”. Gdyby nie one, husaria mogłaby jeszcze długo królować na polach bitew. U schyłku XVII wieku następuje spadek ilości i jakości husarii. Próbuje się podhusarzać inne formacje. Pojawia się nawet instytucja towarzyszy sowitych, którzy utrzymują poczty, lecz w nich nie służą. W końcu w 1776 roku zlikwidowano husarię jako formację bojową.

Polecam książki Radosława Sikory – „Fenomen husarii”, „Niezwykłe bitwy i szarże husarii”, „Z dziejów husarii”, „Husaria pod Wiedniem 1683”. Naprawdę warte przeczytania.

P.S.

Kilka ciekawostek związanych z husarią:

W bitwie pod Kłuszynem w 1610 roku niektóre roty husarskie szarżowały po 10 razy, by rozbić znacznie liczniejszego wroga.

W bitwie pod Kumejkami w 1637 roku, głównie dzięki husarii udało się rozerwać tabor kozacki.

W bitwie pod Kutyszczami w 1661 roku 140 husarzy rozbiło pułk jazdy rosyjskiej (rajtarów) i pułk piechoty kozackiej, łącznie 3000-3500 ludzi.

Poczet husarski, czyli towarzysz i dwóch pocztowych, nie oznaczał tylko trzech ludzi na trzech koniach. Koni było znacznie więcej – oprócz bojowych (zwykle więcej niż jeden), także podjezdki (dla husarzy i czeladzi) i konie pociągowe. Na jednego husarza przypadało zwykle od 4 do nawet 10 koni.

Husaria była przez wielu uznawana za najpiękniejsze wojsko świata. Niewątpliwie bardzo dbano o wygląd. Zdarzało się, że rotmistrze oprócz kopii kupowali dla swych podkomendnych za własne pieniądze skóry (lamparcie, tygrysie, gepardów) i skrzydła.

Wywóz lub sprzedaż koni husarskich za granicę karano na gardle.

Wielu najemników, np. do armii szwedzkiej, zaciągało się z zastrzeżeniem, że nie będą musieli walczyć z husarią.

Kopie były różnej długości, od 4,4 do 6,2 metra, w zależności od przeciwnika.

Husaria czasami zamieniała kopie na lance lub rohatyny, stosowane zazwyczaj przez pancernych.

Długa broń palna, początkowo sporadyczna, w XVII stała się obowiązkowa dla pocztowych.

W 1658 roku jazda polska (także husaria) pokonuje wpław cieśninę morską, odbijając z rąk szwedzkich duńską wyspę Als. W naszym hymnie narodowym – „Dla ojczyzny ratowania rzucim się przez morze … „

Największą liczebność husaria osiągnęła w 1580 roku, podczas kampanii Batorego – 10,774.00. Było to 79% stanu całej jazdy zaciężnej.

Pomijając takie katastrofy, jak rzeź pod Batohem, to śmiertelność wśród husarzy była zwykle niewielka. Był to efekt opisanych przeze mnie zalet tej formacji – dobrego wyszkolenia, znakomitej broni i taktyki walki.

Konie były bardzo odporne. Wielokrotnie ciężko ranne wynosiły z bitwy jeźdźców, by umierać, gdy opadną emocje.

Skóry wilcze nie były noszone jedynie przez pocztowych, zdarzały się i u towarzyszy.

Ryuuk
O mnie Ryuuk

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura